Pomagał Polakom, a teraz za to go skażą?

Pomagał Polakom, a teraz za to go skażą?

"Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina" śpiewał kiedyś Bayer Full. Jak zaś nie pomóc siostrze czy szwagrowi w potrzebie? Czy tak myślał 44-letni Polak, mieszkaniec Helmond? Tego nie wiemy. Wiemy jednak, iż starał się on pomagać naszym rodakom uzyskać zasiłek dla bezrobotnych, robiąc to nie do końca legalnie. Jak zeznał przed sądem, robił to w dobrej wierze. Prokurator widzi w nim jednak oszusta, który wyłudzał środki z budżetu państwa.

Cała sprawa zaczęła się w 2019 roku. Wtedy to Inspektorat Spraw Społecznych przeprowadził nalot w Helmond po tym jak dochodzenie prowadzone przez UWV wykazało, że jest tam człowiek, który pomaga w składaniu wniosków o zasiłek dla bezrobotnych gastarbeiterów przybyłych z naszego kraju. W teorii nie ma w tym nic złego. Nawet godne pochwały jest to, iż ktoś bardziej oczytany w przepisach pomaga tym, którzy nie znają się na tym. Problem jednak w tym, iż wiele wypłacanych świadczeń trafiało do osób, które były do tego nieuprawnione. Inni otrzymywali zbyt wysokie zasiłki z racji zafałszowanych danych. W efekcie przez tę jedną „pomocną dłoń” władze straciły setki tysięcy euro nieprawidłowo przyznanych świadczeń.

 

Ława oskarżonych

Tą „pomocną dłonią” był 44-latek, który w zeszłym tygodniu zasiadł na ławie oskarżonych w Den Bosch. Obok niego usiadła jego współpracownica, 33-latka z Geldrop, również Polka. Prokurator zarzuca obojgu, iż od 2016 roku przez cztery lata fałszowali dokumenty i nie dopełnili obowiązku przekazywania informacji wymaganej przez UWV.

Co dokładnie zrobił Polak? Prowadził on w Holandii jednoosobową działalność gospodarczą, w której to pomagał swoim rodakom w ich administracji finansowej. Rozliczał ich, a jeśli stracili pracę, załatwiał zasiłek dla bezrobotnych. „Zawsze robiłem wszystko, aby pomagać ludziom” – zeznał przed sądem. Prokurator uważa, iż faktycznie mężczyzna robił wszystko, by ludzie dostawali zasiłek, w tym też dopuszczał się oszustwa i łamania prawa.

 

Oszustwo

Jak wskazał oskarżony, on w swoim działaniu nie widział nic złego: "Większość ludzi nie mówi po niderlandzku ani angielsku, więc im pomogłem”. Dodał również, iż tłumaczył rodakom zasady i warunki, jakie ma UWV. Jedną z tych zasad jest to, aby we wniosku wszystkie informacje muszą być prawidłowe, w tym te dotyczące adresu zamieszkania świadczeniobiorcy. W tym miejscu prokuratura widziała właśnie problem i oszustwo, przynajmniej w przypadku 8 klientów 44-latka.

Okazało się bowiem, iż bezrobotni nie mieszkali pod podanymi adresami. Najpewniej wyjechali do Polski, by na niderlandzkim zasiłku godnie żyć w ojczyźnie, uważa oskarżyciel.  „Nie mam czasu chodzić do wszystkich drzwi i sprawdzać, czy wszystko jest w porządku. Oczekuję, że powiedzą mi prawdę” – bronił się na te zarzuty oskarżony, wskazując, iż jego klienci sami złamali warunki umowy, jakie z nimi zawarł.

 

Nieuczciwy

„Pan udaje bardzo szlachetnego człowieka, ale absolutnie nim nie jest. Jako doradca finansowy stał Pan na czele nieuczciwej firmy, która zrobiła wszystko, co mogła, aby dopuścić się oszustwa” - powiedział w mowie końcowej prokurator, domagając się dla 44-latka kary 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu i 240 godzin prac społecznych.  Dla oskarżonej o to samo kobiety zażądał 3 miesięcy więzienia w zawieszeniu i 100 godzin prac społecznych.
Obrońca Polaka wskazał zaś na to, o czym wspomnieliśmy już wyżej, czyli na niedopełnienie obowiązku przez klientów mężczyzny: „Nigdy nie było mowy o zamiarze oszustwa, wskazał warunki zasiłku dla bezrobotnych każdemu pracownikowi migrującemu. To nie jego wina, że ​​nie posłuchali”. Jak do sprawy podejdzie sąd? Wyrok za dwa tygodnie.

 

 

Źródło:  AD.nl