Polsko-Rumuńskie miasteczko w Niemczech?

Polsko-Rumuńskie miasteczko w Niemczech?

W Królestwie Niderlandów istnieje ogromny niedobór mieszkań. Ceny zakupu czy najmu są horrendalne i wielu nie stać na nawet najmniejsze własne M na wynajem. Ludzie jednak próbują ten problem jakoś rozwiązać. Tu zaś jest miejsce na naszą pomysłowość. W ten sposób nieopodal holenderskiej granicy tworzy się mała polska społeczność.

Masz newsa

Jak to możliwe? Emmerich przez długi czas było małym przygranicznym miastem położonym po niemieckiej stronie. Miastem nieco zapomnianym i stale wyludniającym się. Młodzi Niemcy wyjeżdżali do większych metropolii. Osoby starsze zaś powoli odchodziły. Dziesiątki domów i mieszkań świeciły pustkami, aż w pewnym momencie doszło do najazdu. Najazdu w wykonaniu pracowników migrujących zatrudnionych w Holandii. Pojedyncze osoby jak i całe agencje pracy odkryły, iż po drugiej stronie granicy jest miasto gdzie nie tylko łatwo o cztery kąty, ale i są one dużo tańsze niż u siebie w kraju.

 

Polacy

Miasto to przez lata było polską enklawą w Niemczech. Nasi rodacy stanowili jedną z najliczniejszych grup obcokrajowców. Z czasem jednak zaczęli tam również przyjeżdżać i osiedlać się Rumunii idąc za naszym przykładem. Obecnie miasteczko liczy 33 tysiące mieszkańców. Z tego zaś 13% stanowi ludność wschodnioeuropejska.

 

Drugie pokolenie

Miejscowe władze nie mówią „nie” Polakom. W porównaniu do włodarzy wielu holenderskich miast widzą w nich szanse na rozwój. Jak zauważają, w ciągu 2 dekad bytności nasi rodacy zmienili to miasto. „Zaczęło się od wielu samotnych mężczyzn, którzy być może za bardzo uzależnili się od alkoholu, ale teraz wytworzyła się prawdziwa społeczność” – mówi Peter Hinze, burmistrz Emmerich w rozmowie z AD, wskazując, iż samorządowcy czekają na drugie pokolenie Polaków. Ludzi, którzy mają polskie pochodzenie, ale urodzą się i wychowają już w Niemczech.

 

Wspólnota

„Wielu Polaków mieszka w normalnych dzielnicach, mają własną wspólnotę religijną, są polskie sklepy. Rozwój ten rozpoczął się około piętnastu lat temu i wydaje się, że to samo dzieje się z Rumunami, którzy przybywają tu masowo. Wszyscy są mile widziani, ale dla nas jako gminy wiąże się to z wieloma wyzwaniami” – mówi włodarz. Jakimi? Między innymi chodzi tu o barierę językową. Obecnie w gminie żyje 3700 Holendrów, 3000 Polaków i grupa około 900 Rumunów. Ci ostatni mają zaś pewne problemy językowe. Nic jednak nie jest nie do przejścia. Wszystko to tylko kwestia czasu, aż się zasymilują i nauczą języka.

Masz newsa

Życie wróciło do miasta

Dla samorządowców jest to jednak mały problem, ponieważ życie wróciło do miasta. Nagle okazuje się, iż do jeszcze jakiś czas temu pustych żłobków i szkół, trzeba teraz tworzyć listy oczekujących, bo zaczyna brakować miejsc. „Próbujemy rozwiązać ten problem, ale to kosztuje dużo pieniędzy i w związku z tym będziemy musieli zrezygnować z innych rzeczy” – mówi burmistrz.

 

Nie tak pięknie

Samorządowiec dodaje, iż napływ życia do miasta ma też pewne złe strony. Ludzie ci pracują i najczęściej wydają pieniądze w Holandii. W efekcie tylko część zarobionych przez nich pieniędzy trafia w podatkach do budżetu gminy. Z drugiej jednak strony w okolicy nie ma miejsc, gdzie ludzie ci mogliby się łatwo zatrudnić. Pojawiają się też bezdomni, którzy wraz z rozwiązaniem kontraktu często trafiają na ulicę. Niemniej jednak bilans napływu nowych mieszkańców samorządowcy widzą bardziej jako szansę niż zagrożenie dla siebie i swojego regionu.

Masz newsa

Źródło:  AD.nl