Polskie standardy holenderskich urzędników

Polskie standardy holenderskich urzędników

Z racji epidemii i kryzysu ekonomicznego wiele dziedzin stanęło przed poważnymi problemami. Aby uniknąć serii bankructw, władze przekazywały miliardy euro wsparcia koronowego podmiotom. W większości przypadków środki te trafiały na konta potrzebujących. W Bergen op Zoom pół miliona euro trafiło zaś do kieszeni wysokich rangą urzędników miejskich. Wszystko dlatego, iż korzystając z uprawnień, sami sobie owe dotacje przyznali.  Aż chce się powiedzieć, skąd my to znamy.

Władze gminy Bergen op Zoom przekazały ponad pół miliona euro na wsparcie koronowe skierowane do sektora kultury. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie jeden drobny fakt. Firma, która otrzymała owe 700 000 euro wsparcia, należy do urzędników. W efekcie za pośrednictwem tego podmiotu pieniądze trafiły do portfeli samorządowców.

 

Wsparcie

Miasto przeznaczyło w sumie 1,4 miliona euro otrzymane od władz centralnych na wsparcie dla sektora kultury w mieście. Jak wspomnieliśmy wyżej, ponad pół miliona tej kwoty przekazano na powiązaną z urzędem organizację. Jej dyrektor i kierownik projektu otrzymali zaś bezpośrednio z tej kwoty po 100 tysięcy euro. To ma starczyć na zniwelowanie „kosztów” epidemii. Reszta, 500 000 euro, przyznanych środków trafiła do menedżerów całego przedsięwzięcia, jako pensja i inne substytuty wynagrodzeń. Kim zaś są owi menedżerowie, jak pewnie zdążyliście się domyśleć, wysokimi urzędnikami miejskimi.

 

Że co?!

Gdy sytuacja wyszła na jaw lokalni samorządowcy (ci, którzy nie dostali pieniędzy oczywiście), grzmią z oburzenia. Podobny rwetes podniosły również stowarzyszenia, fundacje i inne podmioty kulturalne. Czemu? Z owego 1,4-milionowego budżetu, oprócz wspomnianej wyżej kwoty, wypłacono jeszcze tylko wsparcie w wysokości 44 000 euro łącznie dla wszystkich innych wnioskodawców. Pozostałe ponad 600 000 nie zostało jeszcze rozdysponowanych. Czy uda się je rozdać potrzebującym? Nie wiadomo.

 

Kreatywna księgowość

Politycy i ludzie kultury w mieście mówią bowiem o urzędniczych machlojkach, defraudacji, kreatywnej księgowości czy chęci zarobienia na kryzysie koronowym. Wskazują, iż urzędnicy z ludzkiej tragedii zrobili sobie sposób na napchanie kieszeni. W efekcie samorządowcy wstrzymali pozwolenie na użycie pozostałych środków, do momentu aż sytuacja nie zostanie wyjaśniona. W ten sposób cierpią niewinni, to fakt. Miejscowi politycy chcą jednak dokładnego wyjaśnienia sprawy, zanim ruszy wypłata kolejnych środków, tak aby nie doszło do podobnych incydentów.

 

Konsekwencje

W przyszłym tygodniu stanie się jasne, czy radny odpowiedzialny za przyznanie środków poniesie odpowiedzialność za swoje decyzje. Jak on sam powiedział dziennikarzom, także jest zdumiony całą tą sprawą i rolą jego kolegów. Trudno jednak jednoznacznie stwierdzić, czy wiedział, kto stoi za wnioskiem o tak dużą sumę. Jeśli bowiem dotacje były przyznawane wedle klucza wniosku, nie powinno dziwić, iż projekt. W którym udział biorą urzędnicy, najlepiej spełnia kryteria, w końcu oni sami go napisali. W takiej sytuacji urzędnik działa bowiem zgodnie z regulaminem, zero-jedynkowo. Gdyby więc pieniędzy nie przyznał, mimo wypełnienia warunków formalnych, sam naraziłby się na odpowiedzialność urzędniczą, a może nawet i karną.
Sprawa więc z jednej strony bulwersująca, a z drugiej wyjątkowo delikatna. Na koniec może bowiem okazać się, iż wszyscy działali w ramach przepisów prawa i choć były to czyny wysoce niemoralne to w pełni legalne. Aż chce się powiedzieć, iż skądś to znamy…