Polska msza w Oss gromadzi najwięcej wiernych – nasi rodacy ostoją chrześcijaństwa w Holandii
Jakiś czas temu pisaliśmy o tym, iż w kościele Heilig Hart w Oss wstrzymano msze i nabożeństwa w języku niderlandzkim. Świątynia najpewniej zostałaby zamknięta, gdyby nie polska społeczność i msze w naszym rodzimym języku. Gdy Holendrzy widzą ponad 250 wiernych na naszej mszy, zadają tylko jedno pytanie. Jak to możliwe? Co stoi za sukcesem polskich mszy i nabożeństw?
W każdą niedzielę o godzinie 9 rano w rzeczonym kościele odbywa się msza w języku polskim. Uczestniczy w niej od 200 do 250 wiernych. Jak mówi sekretarz polskiej parafii Stef Koning, w rozmowie z dziennikarzami AD, nie ma w tym nic niezwykłego: „Dla polskich pracowników migrujących jest to ostoja: schronienie, w którym można się spotkać, praktykować swoją wiarę, a czasem nawet nie musieć myśleć o rozłące z rodziną w domu”. Mężczyzna wie, co mówi. Sam regularnie chodzi do kościoła i doskonale zna polskie spojrzenie na wiarę, jest żonaty z Polką.
Wspólnota
Msza to nie tylko schronienie, to nie tylko modlitwa z bogiem, czas na chwilę kontemplacji przed ołtarzem. To również szansa na spotkanie się z innymi Polakami na obczyźnie, na życzliwą rozmowę. „Piętnaście lat temu przyjechałam tutaj i spotkałam wielu Polaków, którzy pili i zażywali narkotyki. Ale chciałam normalnych przyjaciół. Dzięki wspólnocie religijnej znów poznałam miłych ludzi” – mówi holenderskim mediom, jedna z uczestniczek polskiej mszy.
Kobieta dodaje również, iż msza dla wielu to powrót do dawnych lat w Polsce i powrót do tradycyjnych wartości: „W nabożeństwie odnajdują kawałek ojczyzny, jako dziecko doświadczyli mszy w Polsce. Teraz kościół przywraca ciepło dzieciństwa. Wielu Polaków tęskni za tradycyjnym, polskim życiem katolickim”.
Co z Holendrami?
Takie odpowiedzi można by mnożyć. Dla wielu 30-40-latków niedzielna msza święta to po prostu część dnia, część niedzielnego rytuału. Coś w czym po prostu muszą uczestniczyć. Gdy zaś do tego jest w języku polskim, gdy razem z innymi wiernymi mogą śpiewać pieśni, po prostu czują się jak w domu. To bowiem część ich wychowania. Dlaczego jednak tego samego nie mogą o sobie powiedzieć Holendrzy? Jeszcze kilkadziesiąt lat temu ich chrześcijańskie świątynie również były pełne wiernych. Dlaczego Polonii w Holandii udaje się kontynuować praktykowanie wiary, gdy rodowici Holendrzy muszą sprzedawać świątynie, bo nikt do nich nie chodzi?
Tradycja
Przywołana tu rozmówczyni wskazuje na tradycję i na odłam chrześcijaństwa: „To zaczęło się u was (Holendrów - red.) już w okresie reformacji, kiedy wielu ludzi przeszło na protestantyzm. A potem z ostatnimi reformami Kościoła w tym stuleciu. My o wiele bardziej trzymamy się tradycji, na przykład odmawiamy różaniec za Maryję. Tradycja jest właśnie naszym sukcesem”.
Zmiana podejścia
Pogląd ten potwierdza też po części Koning. On jednak wskazuje, iż polska parafia początkowo powstała z myślą o pracownikach migrujących przybywających do kraju na kilka miesięcy. Teraz zaś chodzą do niej głównie ci, którzy przybyli na dłużej lub na stałe przeprowadzili się do Holandii. Dodaje również, iż polska wspólnota żyje. Nie są to tylko starsi ludzie, których z roku na rok jest coraz mniej: „W dalszym ciągu mamy wiele ślubów i chrztów, a co roku przystępuje do komunii od 20 do 30 osób” - mówi mediom, wskazując, iż mimo, że Polacy znaleźli się w nowym środowisku, to nadal kontynuują to tradycyjne katolickie wychowanie.
Czarne chmury
Nie jest jednak tak, iż wszystko jest idealnie. Być może za jakiś czas Polacy będę musieli opuścić świątynię w Oss. „Nasza parafia nie jest w stanie opłacić czynszu za ten kościół, jego utrzymanie jest zbyt drogie” – mówi Koning. Wskazuje on, iż Polacy są bardziej szczodrzy w dawaniu na tacę, ale to niestety zbyt mało, by samemu utrzymać świątynie. Jest jednak szansa, iż dzięki współpracy z parafią Willibrordus, do której należy kościół, uda się jeszcze przed długi czas pozostać w tym miejscu. Tym bardziej, iż z roku na rok polska wspólnota coraz bardziej się rozrasta.
Źródło: AD.nl