Polscy policjanci w Holandii starają się pomagać bezdomnym

Polscy policjanci zawitali do Holandii. Nie są tam jednak po to, by ścigać i karać naszych rodaków. Ich zadaniem jest pomoc obywatelom Rzeczpospolitej najbardziej pokrzywdzonym przez los.

Problem bezdomności

Nie każdemu obywatelowi znad Wisły poszczęściło się w Niderlandach. Niektórzy znaleźli dobrze płatną pracę, kupili lub wybudowali dom i osiedli tam na stałe. Inni mieszkają na domkach podczas pracy na kilkumiesięcznych kontraktach. Ludzie ci narzekają na warunki, ale wracają, by zarabiać lepiej niż w Polsce. Niestety wśród setek tysięcy naszych obywateli w krainie tulipanów są także i ci, od których los się odwrócił. Bezrobotni, bezdomni mieszkający pod namiotami w parkach czy szukający schronienia na dworcach, stacjach metra. Ludzie ci często nie widzą szans na lepsze jutro, a iż życie gdzieś na prowizorycznym campingu w lesie stało się niepewną wegetacją z dnia na dzień.

Błędne koło

Taki problem mają między innymi władze Hagi. W Haagse Bos, parku na obrzeżach miasta, powstało polskie obozowisko, gdzie w starych namiotach, niedaleko ścieżek spacerowych, usiłują wiązać koniec z końcem nasi rodacy, dla których Holandia nie okazała się łaskawa. Jako że niderlandzkie prawo zabrania obozowania, rozbijania namiotu w miejscach innych niż te do tego wyznaczone, samorządowcy często wysyłali do takich obozów funkcjonariuszy. Mundurowi nakazywali zwinąć obóz i posprzątać po sobie pod groźbą kary. Bezdomni stosowali się do tych przepisów i opuszczali parki, skwery czy podmiejskie laski. Problem jednak w tym, iż często nawet następnego dnia na komendę czy do ratusza zgłaszali się mieszkańcy mówiący, iż zamiast w Haagse Bos obozowicze pojawiali się w Leidschendam, czy innym miejscu miasta. Władza stwierdziła w końcu, iż jest to błędne koło. Bezdomni nie mają bowiem gdzie się podziać i wszelkie przepisy powodują tylko zmianę miejsca obozowiska.

Narodowa duma?

Ludzie koczujący po parkach żyją w skrajnie trudnych warunkach. Ich obozy to często kilka dziurawych namiotów, które ktoś wyrzucił na śmietnik lub przekazał bezdomnym z dobroci serca. Czasem jednak i ich nie ma, wtedy korzystają z tego, co uda im się znaleźć. Stare parasole, strzępy folii, wszystko by miejsce do spania pozostało suche i by w nocy nie kapało na głowę. Palety czy skrzynki po piwie robią za meble, a spiżarnie stanowią okoliczne drzewa, ponieważ do zawieszonego na gałęzi worku z jedzeniem nie dostaną się tak łatwo mrówki, myszy czy szczury.

Władze, chcąc skończyć z tą sytuacją, starały się już nieraz rozmawiać z tymi ludźmi. Niestety „łatwiej powiedzieć niż zrobić”. Policjanci czy agenci opieki społecznej mają bardzo poważny problem z porozumieniem się z obozowiczami. Nie chodzi tu wcale o język, chociaż i z nim często jest poważny problem, ponieważ niektórzy bezdomni nie znają angielskiego. Ludzie nie chcą się jednak otwierać przed obcymi, przyznawać, że nie udało im się w życiu, nie chcą też się poddać. Zresztą nie ma się też czemu dziwić. Trudno jest zaufać policjantom, którzy wcześniej tylko przeganiali z miejsca na miejsce. Wszystkie więc rozmowy są bardzo powierzchowne i zdawkowe. Czuć ogromny dystans i widać, że ludzie ci nie chcą rozmawiać.

Polska policja

Być może nowy pomysł władz Hagi w końcu spowoduje, że naszym rodakom uda się rzeczowo pomóc. Do miasta przybyła polska policja. To młodzi energiczni funkcjonariusze, znający doskonale język angielski, w którym to swobodnie komunikują się ze swoimi miejscowymi odpowiednikami.

Holenderscy funkcjonariusze, już po pierwszych interwencjach w parku naszych mundurowych, nie potrafią wyjść z podziwu. Polscy bezdomni zachowują się zupełnie inaczej. Według Holendrów widać, iż chcą rozmawiać, że znalazł się w końcu ktoś, z kim mogą zamienić parę słów, opowiedzieć swoją historię, wyżalić się. W końcu jest ktoś, kto być może faktycznie zdoła im pomóc. Coś, co nie udawało się niderlandzkim oficerom przez miesiące, stało się standardem ledwie po paru minutach, w którym do obozowiska przyszedł ktoś z napisem „Policja”, a nie „Politie” na kurtce.

Władze widząc pierwsze efekty liczą, iż być może dzięki temu, uda się faktycznie pomóc tym ludziom. Nakłonić ich do powrotu do kraju, do swoich rodzin i bliskich lub chociaż sprawić by przenieśli się do ośrodka dla bezdomnych.

Los się odwróci

Pierwsze rozmowy pokazują również jednak, iż nie będzie to takie proste. Niektórzy stracili swoje dokumenty i nie posiadają pieniędzy, by wyrobić nowe. Brak paszportu, dowodu osobistego i stałego miejsca zamieszkania nie pozwala zaś na znalezienie pracy. To jednak najmniejszy problem. Dużo większym jest duma, poczucie przegranej. Nawet jako osoba z marginesu bezdomny, puki jest w Holandii, czuje, że walczy, że coś może się zmienić. Powrót do Polski to zaś przyznanie się do przegranej. Co szczególnie może boleć w małych społecznościach, takich jak wsie czy miasteczka, gdzie każdy każdego zna. Dużą przeszkodą, by wziąć się w garść dla tych ludzi jest również alkohol i narkotyki, z których objęć nie są się w stanie wyrwać. Warto mieć jednak nadzieję, iż pomoc polskich policjantów będzie dla tych ludzi przynajmniej małym bodźcem, by coś zrobić, być może poprosić o pomoc i znów „stanąć na nogi” pokazując, że dla Polaka nie ma rzeczy niemożliwych.