Polka wygrała w sądzie z pracodawcą

Mieli wracać do Polski, rozbili się na drzewie

Holenderska firma zwolniła Polkę, ponieważ ta zachowywała się w dość nieprzyjemny sposób względem innych zatrudnionych. Mówiąc krótko, nasza rodaczka była rasistką. Kobieta miała nazywać speca od HR małpą, czy stwierdzać, iż w danym pojeździe śmierdzi tylko dlatego, iż prowadzi go czarnoskóry kierowca. Za tego typu przejawy rasizmu pracodawca ją zwolnił. Sąd stwierdził jednak, iż nie miał do tego prawa.

„Polacy rasiści każdy to powie i nikt tu nie lubi czarny człowiek”, śpiewał kiedyś Big Cyc w utworze pod tytułem Makumba, piętnując zachowania Polaków na początku lat 90. Jak się jednak okazuje niektórzy z nas mimo nawet, iż żyją w globalnej wiosce, nie pozbyli się pewnych stereotypów i uprzedzeń. Wśród nich była nasza rodaczka.

 

Skargi na magazynie

Kobieta pojechała pracować do Holandii, jednego z najbardziej różnorodnych etnicznie i kulturowo krajów Europy. Mimo, iż na co dzień spotykała ludzi wszystkich kolorów skóry i wyznań nie tyle nie zmieniła swoich poglądów, co nawet nie starała się ich ukrywać. W efekcie w jednej z hurtowni w Hoogvliet co chwile było słychać niewybredne komentarze dotyczące muzułmanów i osób o innym niż biały kolorze skóry. Kobieta była rasistką i nie ukrywała tego.
W pewnym momencie miarka jednak się przebrała i pracownicy poskarżyli się na Polkę, iż ubliża innym na hali.

 

Zwolnienie

Kobieta trafiła na dywanik do kierownika. Tam przyznała się do tego, iż tak mówiła. Po tym jak jednak dowiedziała się, że przez tego typu komentarze straci pracę, zaczęła się tego wypierać. Było jednak za późno. Kobieta została zwolniona w trybie doraźnym z racji tego, iż „stworzyła toksyczne środowisko pracy” i „zaszkodziła dobru kolegów”. Zakład stosuje bowiem zero tolerancji dla rasizmu. W firmie wszyscy są sobie równi. Zamieszczono też w sieci stosowne wyjaśnienie czemu kobieta straciła etat.

Walka

Kobieta jednak się nie poddała. Sprawa trafiła więc do sądu. Ten stwierdził, iż pracodawca posunął się za daleko. Nasza rodaczka pracowała bowiem przez półtora roku i nie było na nią żadnych skarg i zażaleń. Swoje obowiązki również wykonywała z należytą sumiennością i skrupulatnością. Mówiąc krótko, była wzorcowym pracownikiem magazynu aż do tego incydentu, a właściwie zgłoszenia skargi. Dlatego też sąd uznał, iż za to co się stało, kobiecie należało się pierwsze, a zarazem ostatnie ostrzeżenie, ale nie zwolnienie. Polka straciła więc pracę bezprawnie.

 

Wyrok

W efekcie pracodawca powinien przyjąć ją z powrotem i wypłacić zaległe wynagrodzenie. Oprócz tego musi umieścić w sieci sprostowanie, w którym wskazuje, iż decyzja kierownictwa firmy była bezprawna i kobieta nie powinna zostać zwolniona.
Sama bohaterka nie zamierza jednak wrócić do pracy w tej firmie po tym co się stało. Dlatego też sąd zdecydował, iż pracodawca ma wypłacić kobiecie 8000 euro i pokryć wszystkie koszty prawne postępowania.

 

Źródło: AD.nl