Policjant bogaci się na krzywdzie swoich podkomendnych.
Policja od pewnego czasu nie ma zbyt dobrego PR w Holandii. W mediach co chwilę słychać o aresztowaniach mundurowych, którzy działali na dwa fronty. Sprawa jednak Gerrt’a P. jest o wiele bardziej bulwersująca.
Spadek zaufania do policji
Policja w Niderlandach nadal cieszy się dość dużym zaufaniem społecznym. Niemniej jednak, w rozmowach ankietowani coraz częściej wskazują na liczne afery z mundurowymi w rolach głównych. Od dłuższego czasu do mediów docierają informacje o tym, iż zarówno szeregowi, jak i wysocy rangą funkcjonariusze komunikują się ze światem przestępczym. Korupcja w policji jest bowiem bardzo opłacalna. Za ujawnianie informacji na temat akcji, nalotów czy planów kontroli, przestępcy płacą tysiące euro. Kwoty te są bowiem niczym przy możliwości uniknięcia przejęcia narkotyków o wartości nierzadko i milionów euro.
To jednak nie wszystko, niektóre śledztwa dotyczą również mataczenia. Mundurowi, chroniąc swoich towarzyszy, składają fałszywe zeznania lub też zacierają ślady, stając jawnie ponad prawem.
Sprawa Geert’a P.
Opisane wyżej sytuacje uderzają w dobre imię zwykłych policjantów, którzy codziennie z narażeniem życia służą i chronią holenderskich obywateli. Ostatnimi czasy miał jednak miejsce jeszcze jeden incydent, który podciął skrzydła wielu funkcjonariuszom i sprawił, że dziesiątki z nich zaczęły zastanawiać się nad etyką swojego zawodu, a zwłaszcza etyką swoich przełożonych. Wszystkiemu winny jest Geert P. Ten oficer policji, a zarazem jedne z przewodniczących związku zawodowego Holenderskiej Policji, wzbogacił się kosztem szeregowych funkcjonariuszy, którzy doznali traumatycznych wydarzeń na służbie.
Niezdolni do służby funkcjonariusze policji byli okradani przez swojego zwierzchnika, który miał im zapewniać środki na leczenie.
Prosty mechanizm działania
Według wewnętrznego śledztwa oficer nakłamał w swoim CV o uzyskaniu wyższego wykształcenia, dzięki temu dołączył do komitetu doradczego, który rozważał przyznawanie zapomóg funkcjonariuszom z zespołem stresu pourazowego. Początkowo wydawało się, iż wszystko jest w porządku, tym bardziej że oficer sam pomagał poszkodowanym zgłaszać roszczenia. Problem jednak w tym, iż przyznane środki, zamiast wpływać na konta ofiar, trafiały „do kieszeni” P. W sprawę tę oprócz P. zamieszanych było jeszcze dwóch funkcjonariuszy. Cała trójka została dyscyplinarnie zwolniona w trybie natychmiastowym z powodu poważnego naruszania obowiązków i nadszarpnięcia reputacji związku zawodowego policji.
Zespół stresu pourazowego
Policjanci z zespołem stresu pourazowego nie dostawali więc praktycznie wcale pieniędzy lub na ich konta wpływały minimalne sumy. To powodowało, iż większość chorych nie miał za co wracać do zdrowia.
Zespół stresu pourazowego PTSB, jest to bowiem ciężkie zaburzenie psychiczne będące formą reakcji na ogromnie stresujące wydarzenie, skrajną traumę, której doznała ofiara. Wydarzenia te przekraczają maksymalną zdolność danej osoby do radzenia sobie i adaptacji. Wszystko to objawia się napięciami lękowymi, permanentnym uczuciem wyczerpania, poczuciem bezradności, nawracającą, mimowolną traumą, tikami nerwowymi i koszmarami sennymi. Powoduje to, że człowiek nie potrafi poradzić sobie z otaczającą go rzeczywistością. By więc powrócić do normalnego życia, musi poświęcić setki, jeśli nie tysiące godzin na leczenie u psychologa i psychiatry. To zaś generuje ogromne koszty, których policyjna renta nie jest w stanie pokryć. Dlatego tak ważna dla poszkodowanych jest pomoc z ANPV.
Zespół stresu pourazowego wielu mundurowych nabywa podczas strzelanin, czy wyjątkowo brutalnych spraw takich jak morderstwa rodzinne, zabójstwa, śledztwa, w których mundurowi odnajdują na wpół rozłożone ciała ofiar itp.