Polacy mieszkali z robactwem w Haaren
Jedna z firm rolniczych w Haaren stała się celem inspekcji służb. Te bowiem podejrzewały, iż przedsiębiorstwo nie spełnia wszystkich norm i standardów w przypadku zatrudnionych tam pracowników migrujących. Gdy doszło do nalotu, urzędnicy bardzo szybko przekonali się, iż niestety mieli rację. Pracujący tam Polacy mieszkali w warunkach zagrażających ich życiu i uwłaczających ich godności.
Inspekcja z Zespołu Interwencji Administracyjnej, w której skład wchodzą między innymi specjaliści prawa pracy, weszła na teren firmy rolniczej w Haaren. Trafili tam po „cynku”, jaki wpłynął do władz regionu. Kto go przekazał? Czy byli to sami pracownicy, osoby im przychylne, związkowcy? Tego nie wiadomo. Wiadomo jednak jaki był efekt tego nalotu.
Tragiczne warunki
Okazało się, iż zakwaterowanych było tam nielegalnie dziewięciu pracowników migrujących. Ludzie ci mieszkali w różnych warunkach. Najgorzej sytuacja wyglądała w przypadku trójki naszych rodaków. Jak wskazują inspektorzy, Polacy spali w pomieszczeniu, w którym luźno zwisały kable elektryczne i gniazdka. Istniało ryzyko zwarcia. W pomieszczeniu nie było czujnika dymu ani gaśnic, było za to robactwo, z którym musieli żyć umieszczeni tam przybysze znad Wisły.
Ludzie ci pracowali tam legalnie, ale po nalocie sami zdecydowali się na powrót do ojczyzny.
Nikt nie wiedział?
Czemu nikt wcześniej nie zareagował, nie zainteresował się tym, w jakich warunkach mieszkają Polacy pracujący w Haaren? Odpowiedź na to jest tak prosta jak i szokująca. Nie było kontroli, ponieważ przedsiębiorca nie miał pozwolenia na zakwaterowanie gastarbeiterów. Urzędnicy wyszli więc z założenia, iż skoro nie wolno mu kwaterować ludzi, to nie trzeba sprawdzać, w jakich warunkach mogą tam mieszkać, skoro nie mają prawa tam nocować.
Nonsens
Nonsensowność tego podejścia wytykają władzom lokalni radni VVD. „Jeśli zatrudniasz pracowników sezonowych, którzy muszą pracować przez trzy miesiące, rozumiemy, że muszą gdzieś mieszkać, a mieszkania te muszą spełniać wszystkie wymagane warunki”. Wydaje się bowiem, iż do momentu donosu urzędnicy nie połączyli faktu pracy migrantów zarobkowych z tym, iż muszą oni gdzieś być zakwaterowani. Przecież Polacy, Rumuni czy Bułgarzy codziennie nie dojeżdżali od siebie z ojczyzny.
Działania
VVD chce więc, by samorząd wziął się do roboty. „Jeśli jest ich od dziesięciu do dwudziestu i jest wśród nich jedno zgniłe jabłko, to nas smuci ale uspokaja ( co też naszym zdaniem powinno być naganne — red.), ale jeśli jest ich więcej, powinniśmy zwrócić na to większą uwagę” – mówi Simons. „Wtedy boa powinny rzadziej wystawiać kary w centrum kraju i przeprowadzać większe liczby kontroli na obszarach wiejskich” – mówi Patrick Simons z Ludowej Patii na rzecz Wolności i Demokracji (VVD).
Czy więc już niedługo w rejonie ruszą kontrole, które będą sprawdzać, w jakich warunkach żyją i pracują pracownicy wakacyjni? W interesie gastarbeiterów jest to, by stało się to jak najszybciej.
Źródło: AD.nl