Permanentna Inwigilacja Google – śledzenie w służbie zdrowia

W piątek Google przekazało bardzo interesujące dane na temat mieszkańców Królestwa Niderlandów. Wynika z nich jasno, iż większość społeczeństwa posłuchała się wytycznych władz. Holendrzy dużo mniej czasu spędzają w miejscach pracy, parkach, plażach czy sklepach. Zamarł sport i rekreacja na świeżym powietrzu. Zamiast tego ludność kraju tulipanów spędza czas w domu. Sytuacja godna pochwały. Pytanie tylko skąd Google ma te dane?

Zanik życia społecznego

Dane zaprezentowane w piątek przez Google są naprawdę imponujące. Wynika z nich, iż liczba wizyt w dużych sklepach i obszarach rekreacyjnych zmniejszyła się o 65 procent. O wiele mniej osób wybiera również takie potencjalne miejsce zakażeń jak transport publiczny. Według internetowego potentata, 68 procent mieszkańców Królestwa Niderlandów zrezygnowało z autobusów, metra, tramwajów czy pociągów. Ponad 1/3 pracujących zmieniła zaś formę zatrudnienia. Zamiast krzesła i biurka w wieżowcu jest laptop, kanapa i stół w domowym zaciszu, w tak zwanym home office. Oprócz tego Amerykanie wskazują, iż o 11% więcej czasu spędzamy w domu. Niezależnie czy pracujemy zdalnie, czy nadal uczęszczamy do pracy.

Zalecenia działają

Dane te wzbudzają uznanie wśród służb medycznych. RIVM jest wdzięczna mieszkańcom, iż faktycznie chcą powstrzymać epidemię, podporządkują się nowym obostrzeniom wydawanym przez holenderskie władze na szczeblu centralnym i samorządowym. Wielu ludzi jednak, zamiast gratulować sobie przestrzegania zasad kwarantanny, zadawało sobie pytanie, skąd Amerykanie wiedzą o tym, co robimy? Odpowiedź na nie jest jedna, cytując pewien klasyczny polski film to: „permanentna inwigilacja”. Różnica polega jednak na tym, iż w odróżnieniu od dwójki kultowych bohaterów my się na nią sami mniej lub bardziej świadomie godzimy.

GPS, WiFi, anteny telefonów komórkowych

Google zbiera dane o naszej lokalizacji za pośrednictwem naszych telefonów komórkowych. Obecnie praktycznie każdy smartfon posiada wbudowany moduł GPS, to zaś w połączeniu z systemem Android pozwala potentatowi z zza oceanu gromadzić dane na temat naszego położenia. Wielu z nas samemu zgadza się na to, klikając bez zastanowienia okna umów licencyjnych. Biorąc zaś pod uwagę, iż ze smartfonów korzystają miliardy ludzi na całym świecie, Google może inwigilować w ten sposób nie tyle poszczególne jednostki, a całe społeczeństwa, narody.

 

Gdzie się podziała prywatność?

Powyższa konkluzja rodzi pytanie, gdzie się podziała prywatność człowieka w XXI wieku? Czy może dojść do sytuacji, w której do naszych drzwi zapuka policja z mandatem, ponieważ otrzyma wiadomość od Google, iż nie zachowaliśmy bezpiecznej odległości 1,5 od innego użytkownika telefonu? Eksperci do spraw bezpieczeństwa uspokajają. Na chwilę obecna jest to raczej niewykonalne. Pomimo, iż wiele państw pytało się o to internetowego potentata, to ten zaprzecza, by była taka możliwość. Po pierwsze dane te zbierane są anonimowo. Nie wiadomo więc, kto był w danym miejscu. Po drugie lokalizacja nie działa zawsze w oparciu o GPS. Częściej wykorzystywane są sieci telefonii komórkowych czy WiFi, które mają próg błędu dużo większy niż wymagane 1,5 metra. Możemy więc jeszcze spać spokojnie, przynajmniej na chwilę obecną...