Oszukać przeznaczenie w psiej wersji

Oszukać przeznaczenie w psiej wersji

Straż pożarna w Soest została wezwana do psa, który został porwany przez windę. Zwierzak utknął między drzwiami winny i został pociągnięty go góry. Słysząc to ratownicy, nie mieli zbyt dużych nadziei, iż uda się uratować czworonoga. Również przerażeni właściciele w myślach już pożegnali się ze swoim pupilem. Szanse na przeżycie czegoś takiego dla psa są niemal zerowe. No właśnie – niemal.

Właściciel czworonoga wracał z zakupów, na których był razem z psem. W jednej rękach miał siatki z towarami i smycz. By wreszcie móc odłożyć ciężkie towary w swoim mieszkaniu zostało mu już tylko przejechać się widną. Być może zmęczenie po zakupach, być może chwila zamyślenia i nieuwagi doprowadziła do tragedii.

 

Specyficzna winda

Mężczyzna wsiadł do windy, windy dość specyficznej. Nie ma ona bowiem stałych drzwi przesuwnych. Jak to rozumieć? Drzwi do szybu windy otwierają się na zewnątrz. Sama kabina zaś nie posiada własnych drzwi. Nie ma więc tam nic, co oddziela kabinę pasażerską podczas jazdy od szybu. To zaś może doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji, o czym zresztą przekonał się właściciel psiaka.

Mężczyzna wsiadł z zakupami i psem do kabiny dźwigu. Pech jednak chciał, iż będącemu na luźnej smyczy psu w drzwiach zablokowała się smycz. W efekcie gdy, nagle winda pojechała w dół (ktoś wezwał ją najprawdopodobniej do piwnicy) pies znalazł się w śmiertelnej pułapce. "Nagle widzę, jak (pies-red.) leci w górę, z rozłożonymi łapkami” - wspominał właściciel. Chwilę później psiak zniknął w szczelinie między dachem windy a ścianą z drzwiami szybu. Szczelina ta nie była duża, starczyła jednak, by zmieścił się w niej pies.

 

Strażacy

Przerażony mężczyzna, zadzwonił na straż pożarną. Tam prawie płacząc, przekazał, co się stało. Dyspozytor nie zdecydował się jednak wysłać jednostki. Początkowo uważał, że to żart. Dopiero po dłuższej rozmowie i poproszeniu przełożonego do telefonu, strażacy podjęli decyzję o wysłaniu drużyny.

 

Specyficzna interwencja

Jak wspomina dowódca zespołu Niek Groenensteijn interwencję tę zapamięta na długo. „Pracuję w straży pożarnej 12,5 roku, ale nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Wezwano nas po zwierzę w potrzebie i w systemie widniał napis „pies na windzie”. Już wtedy myślałem, że będzie to wydarzenie szczególne. Jako straż pożarna często ratujemy zwierzęta, ale coś takiego nigdy się nie zdarza” – przekazał dziennikarzom. Strażacy jednak, gdy dowiedzieli się, co się stało, byli dość mocno przygnębieni. Szli po żywe zwierzę, ale podejrzewali raczej, iż psiak nie miał szans tego przeżyć.

Ratunek

Gdy jednak strażacy otwarli właz na szczycie szybu windy, nie mogli uwierzyć własnym oczom. Z machaniem ogona przywitał ich tam Tijs. Psiak był cały i zdrowy i wyglądało na to, że po prostu siedział i czekał na swoich wybawców. Strażacy zabrali psa i oddali go właścicielowi. Dwójka dosłownie wpadła sobie w ramiona. Ani jeden, ani drugi nie mogli ukryć radości z tego spotkania.

 

Zagadka

Jak psu udało się przeżyć, jak nie został przecięty, uduszony, jak nie skręcił karku? Najłatwiej byłoby o to zapytać czworonoga, niestety do Wigilii jeszcze dużo czasu. Wiele więc wskazuje na to, iż psiaka uratowały jego rozmiary i luźna obroża. Pies wyglądał na dużego, który nie zmieściłby się w szparze windy. Było to jednak tylko takie wrażenie, większość zwierzęcia stanowiło bowiem puchate futro, dzięki czemu czworonóg został przeciągnięty. Co zaś stało się później? Najprawdopodobniej obroża była na tyle luźno założona, iż winda jadąca na dół po prostu ściągnęła ją z psa. Niedopatrzenie tego typu może doprowadzić do tragedii w mieście, gdy pies się oswobodzi i wpadnie pod samochód. Tu najprawdopodobniej jednak uratowało mu życie.

 

Źródło: AD.nl