Ogień w samolocie do Amsterdamu
Na pokładzie lotu linii easyJet z Genewy do Amsterdamu nagle pojawił się dym wydostający się ze schowka bagażowego nad głowami pasażerów. Gdy ludzie otworzyli schowek, zobaczyli płomienie. Na pokładzie wybuchła panika. Ludzie zaś siedzący najbliżej ognia starali się go ugasić gołymi rękami. Widząc, iż sytuacja zrobiła się nerwowa, kapitan zarządził zawrócenie maszyny.
Ogień pojawił się na pokładzie Airbusa A320 18 maja tego roku. Informacja ta została przekazana mediom jednak dopiero kilka dni temu. Ze schowka bagażowego, kilka minut po starcie zaczął się wydobywać dym. Gdy pasażerowie otwarli schowek, zobaczyli ogień.
Akcja ratunkowa
W tym momencie na pokładzie wybuchła panika. Dla wielu ludzi bowiem dym i ogień na pokładzie oznaczał tylko jedno, niechybną śmierć. Na szczęście w maszynie byli też ludzie, którzy myśleli trzeźwo. Zanim jeszcze obsługa dotarła na miejsce, będący najbliżej schowka pasażerowie zaczęli działać. Kilka osób starało się gasić ogień wodą, ubraniami, a nawet gołymi rękami. Działania te przyniosły jednak odwrotny skutek. Doprowadziły one do jeszcze większego zamieszania na pokładzie, ponieważ niedopałki ze schowka zaczęły wypadać ze skrytki i lądować na siedzeniach i kolanach najbliższych pasażerów.
Zachować spokój
Jako że mamy XXI wiek, cała sytuacja została nagrana przez pasażerów. Na jednym z takich nagrań słychać jak ktoś na pokładzie krzyczy, by zachować spokój i nie ruszać bagaży. Kilka sekund później było już po wszystkim. Ogień został opanowany i w samolocie było bezpiecznie. Jak jednak wskazuje jedna z pasażerek, mimo iż trwało to tylko kilka sekund, to dla wielu wydawało się, że to wieczność.
Powrót
Na skutek ognia rannych zostało kilka osób. Nie były to duże obrażenia, które zagrażałyby życiu i zdrowiu i dałoby się je opatrzyć na pokładzie. Pilot jednak zdecydował się wrócić na lotnisko w Genewie, między innymi z racji na komfort psychiczny roztrzęsionych pasażerów. Lot do stolicy Holandii został przeniesiony na następny dzień.
E-papieros
Co było przyczyną pożaru? Wszystko wskazuje, iż doszło do zapłonu baterii e-papierosa. Można więc mówić o szczęściu w niewszczęciu. Regulamin przewoźnika pozwala bowiem na przewożenie tego tupu sprzętu tylko w bagażu podręcznym, a nie rejestrowanym. Jest to rekomendacja Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa Lotniczego, która bierze pod uwagę możliwość samozapłonu tego typu sprzętu.
Gdyby bowiem bateria e-papierosa zapaliła się w luku bagażowym, sytuacja mogłaby się zakończyć tragicznie.
Źródło: Wydarzenia.interia.pl