Ofiarami policyjnej łapanki padło wielu Polaków
Jak podaje policja, służby zatrzymały około 100 osób, które nie miały zaświadczenia o negatywnym wyniku testu na COVID 19. Ludzie ci zostali zatrzymani po niemieckiej stronie granicy w rejonie przygranicznym rozciągającym się od Mönchengladbach do Gronau. W grupie tej są polscy pracownicy migrujący zatrudnieni w Holandii, a mieszkający w Niemczech.
Jak podaje rzecznik niemieckiej policji z Kleve: „Sa to Holendrzy, którzy przekraczają granicę bez dowodu, że nie mają koronawirusa. Ale także Niemcy, którzy przyjeżdżają z holenderskich kempingów lub znad morza. To także Polacy i Rumuni mieszkający w Niemczech i pracujący w Holandii. Wysyłamy ich do najbliższej stacji testowej, a następnie mogą kontynuować podróż”.
Holandia dołączyła do Polski
Królestwo Niderlandów długo pozostawało krajem, który Republika Federalna Niemiec postrzegła jako dość bezpieczny. Sytuacja zmieniła się w okresie wielkanocnym. Wtedy to kraina tulipanów została określona mianem: „hochinzidenzgebiet”, takim samym jak nasza ojczyzna. W efekcie ludzi przybywających z Niderlandów do Niemiec czekają takie same restrykcje jak Polaków przekraczających Odrę i Nysę Łużycką. Muszą oni posiadać aktualny (nie starszy niż 48 godzin), certyfikat potwierdzający negatywny wynik testu na obecność COVID-19.
Polacy zbankrutują?
Każdy zatrzymany nieposiadający takowego dokumentu naraża się w Niemczech na karę grzywny. Ta zaś może doprowadzić do ruiny Niemca czy Holendra, nie mówiąc już o naszym rodaku, który mieszka w Republice, a codziennie jeździ do pracy do Holandii. Grzywna ta może bowiem sięgać nawet 25 000 euro, czyli ponad 100 000 zł. To zaś oznacza, iż jeden taki „mandacik” sprawiłby, że Polak musiałby na niego pracować przez kilka lat, przeznaczając na niego całą swoją pensję.
Z przymrużeniem oka
Czy więc wspomniana na początku setka zatrzymanych otrzymała tak wysokie grzywny? Na szczęście nie. Nie oznacza to jednak, iż Polacy mieszkających w Niemczech, a pracujący w Holandii mogą spać spokojnie. Jest to maksymalna kara, jaką można nałożyć za takie nielegalne przekroczenie granicy. Niemiecka policja wyjątkowo sumiennie podchodzi do obowiązków. Wie jednak, iż człowiek ważniejszy jest od przepisu. W efekcie do tej pory nikt tak srogą karą ukarany nie został. Policja w pierwszej kolejności informuje i upomina. Spacerowicz, który idąc na wycieczkę po lesie, nieświadomie przekroczy granicę, jest po prostu upominany i proszony o powrót do Holandii. Pracownik transgraniczny za pierwszym razem jest również zwykle upominany i kierowany do jednego z punktów testowych znajdujących się w rejonie przygranicznym. Jeśli człowiek taki jest łapany kolejny raz, wtedy czeka go już grzywna. Policjanci nie znają jedynie litości dla przybyszów z zagranicy, którzy przyjeżdżają do Niemiec dla rozrywki, na imprezy czy przyjęcia. Tydzień temu takie grzywny w wysokości 1000 euro dostało dwóch młodych ludzi z Limburgii, którzy przybyli do Niemiec na imprezę nie posiadając aktualnych testów.
Bezpłatne testy
Testy co 48 godziny oznaczają, iż pracownicy transgraniczni powinni poddawać się badaniu co najmniej 2 razy w tygodniu pracy. To zaś szczególnie dla osób słabiej zarabiających, oznacza dość spore koszty. Koszty, które nie zawsze chce pokrywać pracodawca. Z racji tego Niemcy stworzyli internetową zbiórkę funduszy na testy dla pracowników transgranicznych. Dzięki niej opłacane są testy dla ludzi, którzy pracując, muszą codziennie przekraczać niemiecko-holenderską granicę. Więcej informacji na temat akcji i testów można znaleźć na stronie zbiórki https://holland-in-not.org/, która jest również dostępna w języku polskim. Gdy tworzyliśmy ten artykuł, na koncie zbiórki było już 22 620 euro, co dzięki umowom z punktami testowymi pozwoli wykonać 4500 testów (5 euro za test).