Nożownik stojący na środku drogi, chciał wrócić do ojczyzny

Polak zabił staruszka i nękał okolicznych mieszkańców

W środę funkcjonariusze policji w Den Hoorn otwarli ogień do 23-letniego mężczyzny z Afganistanu wymachującego nożem na skrzyżowaniu Woudseweg i Harnaschdreef. Skąd się tam wziął, co go skłoniło, że chwycił za nóż? Wiele wskazuje na to, iż jest to wyjątkowo smutna historia.

W środowe popołudnie policjanci otrzymali informację o próbie podpalenia w pobliżu wspomnianego skrzyżowania. Gdy funkcjonariusze przybyli na miejsce w ich stronę ruszył człowiek z nożem. Oficerowie chwycili za broń i oddali kilka strzałów ostrzegawczych. Te jednak nie powstrzymały napastnika. Dlatego też w obawie o własne zdrowie i życie mundurowi wycelowali lufy w stronę nożownika i pociągnęli za spust.

Kule trafiły 23-letniego mężczyznę. Do zneutralizowanego napastnika w ciężkim stanie wezwano karetkę i przewieziono do szpitala. Teren zdarzenia został zaś wyłączony z ruchu i ogrodzony. Sprawę przejął Krajowy Wydział Śledczy mający zbadać, czy policjanci słusznie strzelili do Afgańczyka. Nieoficjalnie mówi się bowiem, iż niedoświadczony policjant zbyt wcześnie pociągnął za spust.

 

Sprawca

Policja zabezpieczyła nóż sprawcy. Człowiek ten zostanie przesłuchany, gdy jego stan zdrowia się polepszy. Zaraz po incydencie rzeczniczka policji nie chciała powiedzieć dziennikarzom AD czy sprawca jest znany funkcjonariuszom, stwierdziła jedynie: „To wszystko będzie musiało zostać ujawnione w śledztwie. Pewne jest, że groził rozpaleniem ognia i wymachiwał nożem. To sprawiło, że sytuacja była bardzo groźna i podjęto działania”.

 

Sąsiedzi

Czwartek przyniósł nowe informacje w sprawie. Wszystko dzięki sąsiadom postrzelonego. To oni wskazują, iż cała ta sprawa mogła mieć drugie dno. Jak mówi lokalna społeczność, w przeszłości brał udział w pewnych „incydentach”, nie był jednak złym człowiekiem. Jeden z sąsiadów wskazuje nawet, iż często mówił ze migrant chciał wrócić do swojego kraju.

 

Dobry człowiek

Mimo owych „wydarzeń” tamtejsza społeczność miała go za bardzo dobrą osobę. "Był dla mnie jak brat", mówi mieszkanka pochodząca z Erytrei, dodając: "Pomógł mi we wszystkim. Gdybym potrzebowała lekarstw dla mojego dziecka lub  pieluch, on by mi je kupił. Nawet jeśli był środek nocy. Zawsze był przy nas. On był dobrym człowiekiem."
Mimo owej dobroci jego życie nie było usłane różami. „Chciał wrócić do Afganistanu. Nie był już tutaj szczęśliwy. Był zestresowany, cały dzień siedział w domu. Często go pytałam: dlaczego nie idziesz do szkoły? Potem powiedział, że nigdy nie był w szkole w Afganistanie. Powiedział mi też, że ma problemy w głowie. Może depresja. Tęsknił za przyjaciółmi. Początkowo miał wielu przyjaciół, ale po pewnym czasie przestali przychodzić. Powiedział mi: kiedy miałem pieniądze, wszyscy przychodzili. Teraz, gdy nie mam pieniędzy, już ich nie widzę. Rozumiałam go."

 

Jak wskazują sąsiedzi, człowiek ten z czasem stał się jeszcze bardziej wycofany, ale nigdy nie był agresywny. Ich zdaniem po prostu potrzebował pomocy. To zaś, co zrobił, to był akt desperacji, rozpaczy, tego, że nie otrzymał znikąd wsparcia. Mimo bowiem, iż mieszkał w Holandii i był w teorii częścią tamtejszego społeczeństwa, w praktyce był wyrzucony jak wielu migrantów z Bliskiego Wschodu, czy Afryki, poza jego nawias.
Można by więc rzec, że ludzka znieczulica przyniosła efekty.

 

Źródło:  Ad.nl

Źródło:  Ad.nl