Nowa Zelandia pobiła Holandię w ekologicznym absurdzie

Nowa Zelandia pobiła Holandię w ekologicznym absurdzie

Od pewnego czasu informujemy państwa o poczynaniach rządu względem rolników w kwestii polityki azotowej. Pomysły władz wzbudzają ogromny sprzeciw farmerów. Ci uważają je za absurdalne i szkodliwe. Mimo wszystko jednak rolnicy powinni się cieszyć, iż nie żyją w Nowej Zelandii. Tam bowiem rząd przesunął granicę absurdu jeszcze dalej. Politycy na wyspie wprowadzają bowiem podatek od bekania i oddawania moczu krów.

Obciążenie dla środowiska

Nowa Zelandia podobnie jak Królestwo Niderlandów stara się zredukować emisję azotu, by walczyć o środowisko naturalne. W porównaniu do krainy tulipanów sytuacja azotowa na wyspie jest jeszcze poważniejsza. Tam bowiem za emisję tego szkodliwego gazu odpowiada w głównej mierze rolnictwo. Farmerzy odprowadzają tam do atmosfery aż wszystkich 80% szkodliwych gazów cieplarnianych. Rząd postanowił więc to zmienić.

 

To nie żart

Władza pod przywództwem Jacindy Ardern, wpadła więc na pomysł, który dla wielu wydawał się wręcz żartem. Rząd wymyślił bowiem specjalny podatek dla farmerów od bekania i oddawania moczu przez krowy. "Rolnicy z Nowej Zelandii mają być pierwszymi na świecie, którzy ograniczą emisje z rolnictwa" – mówi pani premier.  Ma im to dać prymat najlepiej zorganizowanych rolników na świecie i pokazać kolegom na całym globie, iż da się produkować żywność, a zarazem być ekologicznym.

 

Jak to ma działać?

Czy więc rolnik będzie zliczał litry moczu oddane przez krowę i czy urzędnik będzie stał nad "łaciatą" i zliczał jej beknięcia? Nie. Kwota ta będzie zapewne uśredniona w przeliczeniu na zwierzę.  Ile ów podatek będzie wnosić? Tego jeszcze nie wiadomo. Wiadomo jednak, iż pomysł ten nie spodobał się nowozelandzkim farmerom. Wielu z nich, podobnie jak w Holandii, uważa, iż podatek od bekania sprawi, że wiele farm będzie musiało zakończyć działalność.
Pani premier nie widzi jednak problemu. Uważa, iż rolnicy będą mogli pokryć koszty nowego podatku, pobierając większe opłaty, sprzedając swoje produkty jako przyjazne dla klimatu.  Prezydent Federacji Rolników Andrew Hoggard ripostuje jednak, iż wzrost cen produktów ekologicznych sprawi, że automatycznie spadnie popyt na nie, przez co farmerzy nie tylko zostaną z nowym podatkiem, ale też z niesprzedanymi produktami. Nie skończy się to więc dla nich dobrze.
Sytuacja wydaje się jednak już przesądzona i rolnicy będą musieli pogodzić się z nową daniną na rzecz państwa, z której środki mają wpłynąć na fundusz rozwoju nowych, ekologicznych technologii.

Wypada tylko liczyć na to, że politycy w Hadze nie podchwycą pomysłu od Nowozelandczyków.

 

Źródło:  BBC.com