Nocny wybuch w Amsterdamie

W Czwartkową noc mieszkańców amsterdamskiej Cornelis Schuytstraat obudził ogromny huk. A z okien wypadły szyby.


 

Niespokojna noc

W czwartkową noc (28.02.19), około godziny 3:00 mieszkańców zbudził ogromny huk wybuchu. Jego siła była tak silna, że w pobliskich domach i sklepach popękały i powypadały szyby z okien. Chwilę po eksplozji ciszę nocą zaczęły zaś zakłócać policyjne syreny. Nie było wiadomo, co się stało. Kolejny wybuch gazu, który spowodował zawalenie się budynku, a może zamach terrorystyczny, w odwecie za wczorajsze zatrzymanie jednego z bojowników w Holandii.

Całej sytuacji grozy dodawał fakt, iż funkcjonariusze zamknęli obszar wokół małego placu Cornelis Schuytstraat. Nakazali też bezwzględne pozostanie w domach. Chwilę później na miejscu, oprócz mundurowych pojawili się saperzy.

Gwałtowny wybuch i syreny policyjne obudziły czwartkowej nocy mieszkańców Amsterdamu

Spokojny poranek

Gdy wzeszło słońce okazało się, że obawy mieszkańców się nie potwierdziły. Nie było żadnych ofiar, wszystkie budynki stały zaś tak jak przedtem. Jedyną różnicą był zaś brak szyb w oknach i w wielu witrynach sklepowych. Na Cornelis Schuytstraat policję zastąpiły ekipy sprzątające zbierające odłamki szkła z ulic.

Rabusie bankomatów

Jak podaje amsterdamska policja, nocny wybuch i zakrojona na szeroką skalę akcja funkcjonariuszy, to efekt nieudanego włamania do znajdującego się na placu bankomatu. Przestępcy postanowili rozwiązać problem zamkniętych w bankomacie pieniędzy szybko i efektownie. Zamiast próbować korzystać z planików, pił czy innych narzędzi do cięcia postanowili wysadzić bankomat w powietrze. Miało to, w ich mniemaniu, doprowadzić do otwarcia całej konstrukcji i wyciągnięcia gotówki tak samo łatwo, jak to się robi z rozbitej skarbonki.

W tym celu rabusie mogli wykorzystać jedną z dwóch powszechnie stosowanych metod. (Pełny policyjny raport nie jest jeszcze dostępny- śledztwo trwa. Nie wiadomo jaki dokładnie materiał wybuchowy został użyty przy włamaniu).

Pierwsza z nich, najbardziej popularna w półświatku, polega na wykorzystaniu łatwo dostępnych butli gazowych. Z nich, za pomocą wężyka, przestępcy wpuszczają do bankomatu gaz przez szczeliny w obudowie lub wywiercony otwór. Gdy bankomat będzie już „pełny”, do otworu wkładają iskrownik i z bezpiecznej odległości inicjują zapłon. Dzięki temu gaz znajdujący się w środku ma rozerwać bankomat i udostępnić przestępcom swój skarb. Wszystko w myśl zasady, iż urządzenie łatwiej zniszczyć od środka niż od zewnątrz. Druga metoda jest mniej finezyjna i polega na podłożeniu jakiegokolwiek materiału wybuchowego, którego siła wybuchu ma pozwolić dostać się przestępcom do środka.

Nieustanny wyścig producentów i przestępców

Jak się okazało czwartkowej nocy, siła eksplozji była zbyt mała i pomimo dużych zniszczeń bankomatu, pozostała w nim gotówka była na tyle zabezpieczona, że złodziejom nie udało im się jej zabrać. Spłoszeni, najprawdopodobniej przez świadków i syreny policyjne, uciekli skuterami z miejsca przestępstwa. Producenci bankomatów bowiem od praktycznie samego początku istnienia tych urządzeń, toczą walkę z przestępcami, udoskonalając zabezpieczenia i systemy ochronne, tak by pieniądze były bezpieczne. Montowane są nadajniki GPS (swego czasu pomysłowi złodzieje starali się ukraść całe bankomaty), czy specjalne okratowania, które potrafią przepuścić falę uderzeniową. Notują też skrzętnie wszystkie sposoby włamania się do tego typu urządzeń. Tak by poznać techniki i taktyki kryminalistów. To zaś owocuje modyfikacjami, które jak po czwartkowej nocy w Amsterdamie, sprawdzają się znakomicie.