Nie ma komu leczyć. Szpitale zamykają swoje oddziały
Liczba zakażeń COVID-19 nie maleje. Holandia powoli przygotowuje się na jesień, kiedy to ma nadejść kolejna fala zachorowań. Tymczasem niderlandzkie szpitale zamykają swoje oddziały. Nie jest to efekt pojawienia się w nich ognisk koronawirusa, a braków personelu. Medyków jest obecnie tak mało, że nie ma komu leczyć.
Dwa niderlandzkie szpitale musiały tymczasowo ograniczyć część swojej działalności, poprzez zamknięcie co poniektórych oddziałów. Wszystko to efekt nieobecności pracowników spowodowanej chorobami, wakacjami i brakami kadrowymi. Szpital Antonius w Sneek musiał zamknąć jedną ze swoich sal operacyjnych, ponieważ nie było personelu do jej obsługi. W Zoetermeer szpital Lange Land musiał zamknąć izbę przyjęć (ED) z powodu braku personelu.
Czy podobna sytuacja czeka też inne placówki, czy Holendrzy mają się czego obawiać?
Przełożone operacje
W przypadku placówki Antonius sytuacja nie jest aż tak zła, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. Zamknięto bowiem jedną z czterech sal operacyjnych. W efekcie pozostałe trzy jeszcze działają. Nie ma więc zagrożenia, iż nie odbędą się tam operacje ratujące życie i zdrowie. Inna kwestia dotyczy planowych zabiegów. Te bowiem odbywały się na trzech salach, teraz na dwóch (1 sala musi być cały czas wolna z racji ewentualnych nagłych wypadków). To zaś oznacza, iż 1/3 planowych zabiegów należało przełożyć. Dotknie to, co najmniej 90 pacjentów w ciągu nadchodzących 14 dni.
Chorobowe
„Wystąpiła tendencja spadkowa w absencji długoterminowej, ale absencja krótkoterminowa znów rośnie” – przekazują władze szpitala Antonius'a dziennikarzom Nu.nl, dodając: "W rezultacie dostępnych jest zbyt mało pracowników służby zdrowia, aby zapewnić pożądaną opiekę”.
Szpital Lange Land
Dużo gorzej sytuacja wygląda w Zoetermeer. Tam ze względu na braki kadrowe trzeba było zamknąć izbę przyjęć. Z racji jednak specyfiki tego oddziału nie można go było zamknąć na kłódkę, jest to bowiem „brama do szpitala”. Dlatego też do 1 października pogotowie będzie zamknięte przez trzy dni w tygodniu. Oddział pogotowia ratunkowego jest zamykany w każdy wtorek o 8:00, a otwierany ponownie w piątek o 8:00. W efekcie pacjenci, którzy wymagają przyjęcia na Izbę lub SOR w tych dniach, kierowani są do okolicznych placówek.
Tak źle jeszcze nie było
Jak wskazuje David Baden, prezes Holenderskiego Stowarzyszenia Lekarzy Medycyny Ratunkowej, tak źle jak jest obecnie w Zoetermeer jeszcze nie było, nawet podczas najcięższej fali pandemii. Po raz pierwszy w historii izba przyjęć została zamknięta na tak długo z powodu braku personelu. Owszem czasem w przeszłości zdarzało się, że izbę zamykano z racji, np. remontu, ale nigdy nie był to tak długi okres.
Wszystko to budzi dość duży niepokój ekspertów. Zamknięcie oddziału spowoduje tłok w innych szpitalach, które również borykają się z podobnymi problemami. Jeśli nagle tam okaże się, iż jest zbyt dużo chorych i one mogą podjąć decyzję o czasowym zamknięciu izby przyjęć. Wtedy zaś zacznie się medyczny chaos i wożenie chorych od szpitala do szpitala. Dlatego też Stowarzyszenie liczy, że do września sytuacja się unormuje i liczba personelu medycznego zwiększy się o wracających z L4 i urlopów. Dlaczego zaś mowa tu o wrześniu? Wtedy to bowiem mieszkańcy Niderlandów wracają do szkół i pracy, zwiększa się ruch i też niestety liczba wypadków w kraju.
Źródło: Nu.nl