Niderlandzki ambasador na dywaniku w polskim MSZ

holenderski ambasador wezwany do polskiego MSZ

Ambasador Królestwa Niderlandów został wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Daphne Bergsma stanęła przed szefem polskiego MSZ Zbigniewem Rau. Tematem wizyty byli polscy pracownicy migrujący, którzy wybrali Holandię jako miejsce, w którym chcą zarabiać na chleb dla siebie i swoich rodzin pozostawionych w ojczyźnie.

Ulga abolicyjna

Polskie władze niezbyt często przypominają sobie o naszych rodakach wyjeżdżających do pracy za granicę naszej ojczyzny. Wśród migrantów, w ostatnim czasie, krąży nawet nadzieja, by gabinet PiS wcale sobie o nich nie przypominał. Ostatnio bowiem kwestia pracowników migrujących pojawiła się nie przez pryzmat pomocy, a opodatkowania. Rząd cofnął bowiem ulgę abolicyjną, przez którą nasi rodacy pracujący za granicami kraju nie musieli się obawiać podwójnego opodatkowania. Bez niej zaś nasze rodzime władze wyciągają ręce po euro czy funty zarobione ciężką pracą przez Polaków na obczyźnie.

Mieszane nastroje

Gdy więc pojawiły się pierwsze wieści o spotkaniu z MSZ, nastroje były mieszane. Między władzami Polski a Królestwa Niderlandów iskrzy od pewnego czasu. Izbie Reprezentantów bardzo nie podoba się to, co robi polski sejm. Holendrzy mają zastrzeżenia do zmian w Trybunale Konstytucyjnym, RPO czy Sądzie Najwyższym i sądach powszechnych. W efekcie już wielokrotnie tamtejsze sądy wstrzymywały procedury ekstradycyjne, co wyraźnie nie podobało się ministrowi sprawiedliwości nad Wisłą. Doprowadził to do tego, że  stosunki między obydwoma krajami są co najwyżej letnie. Wezwanie więc ambasadora mogło nie wróżyć nic dobrego.

Po stronie migrantów

Okazało się jednak, iż przynajmniej z punktu widzenia polskich migrantów, nie było się czego obawiać. Pani ambasador została bowiem wezwana na dywanik z racji na sytuację Polaków w Niderlandach. Rau miał w rozmowie dopytywać się o kwestie związane z poziomem życia naszych obywateli w Holandii i domagać się wyjaśnień, dlaczego często traktowani są jak mieszkańcy drugiej kategorii.

Minister chciał wiedzieć, czemu Polacy tak często dostają gorsze umowy i są gorzej traktowani w pracy niż holenderscy pracownicy, zatrudniani przez te same agencje. Pytał również o warunki związane z ogólnym życiem rodaków, np. o kwestie lokalowe.

Minister nie przemilczał również dyskryminacji polskich pracowników przez Belastingdienst. Chciał wiedzieć, czemu wielu z nich odebrano zasiłki rodzinne i nakazano oddanie słusznie przyznanych świadczeń, pomimo iż wszystko robili legalnie i wzorowo rozliczali się z każdego centa.

Rodacy w Holandii pełni dystansu

Wiadomość ta wywołuje mieszane uczucia w grupie blisko 200 000 polskich migrantów w Królestwie Niderlandów. Jedni cieszą się, iż rząd sobie o nich przypomniał i zaczyna walczyć o polepszenie ich losu. Inni, wskazując na zainteresowanie sprawą Belastingdienst przez polityka, mówią z przekorą, iż wygląda to tak, jakby minister chciał powiedzieć, iż tylko polski rząd ma prawo okradać polskiego obywatela.