Nerwowy lot do Eindhoven, pożar na pokładzie

Nerwowy lot do Eindhoven, pożar na pokładzie

Pasażerowie lotu Transavii z Walencji do Eindhoven przeżyli naprawdę trudne chwile na pokładzie swojego samolotu. Krótko po starcie maszyna musiała bowiem zawrócić i awaryjnie lądować. Czemu? Powodem było możliwe pojawienie się dymu. Ten zaś mógł oznaczać pożar na pokładzie, co dla rejsowej maszyny jest jednym z najgorszych scenariuszy.

Jak wskazują dziennikarze Nu.nl, krótko po starcie piloci otrzymali wiadomość o możliwym pojawieniu się dymu w maszynie. To zaś sugerowało niebezpieczeństwo pożaru w przestrzeni ładunkowej samolotu. Nie było więc innej możliwości. „W lotnictwie bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu, dlatego w takiej sytuacji należy natychmiast zawrócić” – mówi rzecznik Transavii w rozmowie z holenderskimi mediami.

 

Pasażerowie czuli dym?

Skąd informacje o możliwym pożarze? Bynajmniej nie z kabiny pasażerskiej. Ta nie wypełniła się dymem. Pasażerowie też nie czuli żadnych podejrzanych zapachów wskazujących na swąd spalenizny. Pilotom zapaliła się jedynie kontrolka wskazująca na pojawienie się ognia w przestrzeni ładunkowej. Czujniki najprawdopodobniej zarejestrowały dym.

 

Awaryjne lądowanie

Kapitan samolotu momentalnie zgłosił sytuację kontroli lotów w Walencji. Maszyna została zawrócona i lądowała awaryjnie. Następnie ewakuowano z niej pasażerów. Ognia jednak nigdzie nie było widać. Technicy lotniskowi przeprowadzili inspekcję maszyny. Badania te nie wykazały żadnych śladów pojawienia się ognia. W przestrzeni ładunkowej nie czuć było dymu, nie było widać osmaleń, nadpaleń. Żadne bagaże nie były też uszkodzone przez ogień. Doszło więc albo do awarii czujnika albo do błędu w systemie.

Dzień dłużej

Badanie przyczyn zapalenia się kontrolki informującej o dymie w ładowni trwało cały dzień. Dlatego też Transaviia zakwaterowała wszystkich pasażerów w hotelu. Ludzie więc spędzili jedną noc dłużej w Hiszpanii, niż pierwotnie planowali. Następnie w poniedziałek, już bez żadnych przygód, spokojnie dotarli do Królestwa Niderlandów i wylądowali w Eindhoven.

 

Odszkodowania

Na chwilę obecną nie wiadomo jeszcze, czy pasażerowie zgłosili się po odszkodowania za przełożony o jeden dzień lot. W teorii jest to możliwe. W praktyce jednak pytanie, czy ktoś będzie chciał oskarżać linę, która zrobiła wszystko, by ratować pasażerów. W powietrzu bowiem nie było wiadomo, czy to prawdziwy pożar, czy fałszywy alarm.

 

 

Źródło:  Nu.nl