Najgorszy sort Holendrów — hieny 

Najgorszy sort Holendrów — hieny 

Parę dni temu pisaliśmy o tym jak Holendrzy jednoczą się niosąc pomoc powodzianom. To wspaniały obraz ludzkiej solidarności i poczucia wspólnoty. Niestety Holandia ma też drugie oblicze. Gdy słońce zajdzie, a ulice spustoszonego przez powódź Valkenburga okryje mrok, opuszczone przez ofiary wielkiej wody domy, padają łupem szabrowników. Ludzie ci kradną z zalanych mieszkań wszystko, co ma jeszcze jakąś wartość.

Sytuacja jest tak zła, iż samorząd wraz z pozostałymi jeszcze w mieście mieszkańcami zorganizował straż nocną, której celem jest odpędzenie rabusiów. Wszystko po to, by uchronić przed złodziejami to, co jakimś cudem zostało powodzianom, gdy wdzierająca się do domu woda zabierała im praktycznie cały dorobek życia.

Wymarłe miasto

Jak już kilkukrotnie wskazywaliśmy Valkenburg to miasto, które zostało najdotkliwiej potraktowane przez powódź. Starty, jakie spowodowała tam woda, wyceniane są na blisko 400 milionów euro. Nie o pieniądzach jednak teraz. Na skutek zalania kilka tysięcy ludzi musiało opuścić swoje domy. Budynki są bowiem w takim stanie, iż nie można w nich mieszkać. Zniszczeniu i zalaniu uległo ponad 2000 nieruchomości, do których ich lokatorzy ze względów bezpieczeństwa na chwilę obecną nie mogą jeszcze wracać.

Gwiazdka z nieba

Gdy jedni w tych wydarzeniach widzą tragedię, inni dopatrują się w nich dosłownie gwiazdki z nieba. Szansy od losu, której nie można zmarnować. W efekcie powódź stała się inspiracją dla wielu osób chcących pomóc, mających wewnętrzny przymus zrobienia czegoś dobrego. Niestety są to wyjątki. O wiele więcej w sytuacji tej widzi szansę na łatwy i prosty łup. Miasto jest bowiem w dużej mierze opuszczone. Część latarni nie działa, można więc łatwo plądrować domy. Złodzieje nie muszą nawet brać ze sobą łomów czy wytrychów. Woda wybijała bowiem okna i wywarzała drzwi, do wielu nieruchomości można więc wejść jak do siebie.

Strefa zamknięta

Praktycznie, gdy tylko woda opadła, najbardziej dotknięte powodzią centrum miasta zostało odcięte od świata. Region grodzony jest taśmami oraz barierkami, a perymetru pilnują policjanci i ochroniarze. Nie walczą oni jednak tylko z rabusiami. Ci nie pojawiają się w dzień. Za dnia zadaniem służb jest powstrzymanie rzeszy turystów powodziowych. Ludzi, którzy z nieszczęścia innych zrobili sobie atrakcję turystyczną. Ludzi, którzy chcą pstryknąć sobie zdjęcia przed zniszczonymi domami lub usiąść za kierownicą czyjegoś auta, rzuconego przez falę powodzi w nietypowe miejsce.
Działania te, chociaż niezbyt moralne, nie stanowią większego problemu. Ten pojawia się wraz z zapadnięciem zmierzchu.

Straż nocna

Do Valkenburga zaczęli bowiem ściągać również przestępcy, którzy nocą szabrują opuszczone domy, licząc, że ewakuujący się w pośpiechu ludzie zostawili w nich cenne przedmioty, których nie zniszczyła woda. W pewnym momencie sytuacja była tak zła, że do centrum przyjeżdżały nawet samochody dostawcze, na które złodzieje, jak gdyby byli u siebie, pakowali dobytek wyniesiony z domów. Dlatego też pozostali mieszkańcy skrzyknęli się i zorganizowali nocną straż, która grupkami patroluje miasto, by wspomóc ochroniarzy i policję w zadaniu pilnowania mienia ewakuowanych. Wielu ludzi do tej akcji nie trzeba było namawiać. Część z nich wskazuje, iż działając, pilnuje domów swoich znajomych, kolegów, bliskich. Inni mówią, że trzeba powstrzymać to szaleństwo i nie rozumieją, jak można tak nisko upaść, by okradać kogoś, kto już praktycznie stracił wszystko.

Kościół

W tej tragicznej sytuacji zdążają się jednak i przebłyski dobra. Parę dni temu do miasta przybyła grupa wolontariuszy, by nieść pomoc powodzianom. Ludziom tym udało się uporządkować kościół, w którym dziś odbędzie się msza. Nabożeństwo to ma podwójny wymiar. Nie chodziło tu bowiem o samą modlitwę. Niedzielna msza w lokalnym kościele ma też dać mieszkańcom zalanych obszarów przynajmniej iluzję powrotu do normalności.