Na Polkę nie ma mocnych – historia polskiego sklepu w Culemborg
Pół roku temu złodzieje postanowili dobrać się do zawartości bankomatu w Culemborg, w Holandii. To była chwila. Przestępcy podłożyli ładunek i odpalili go, licząc, że w ten sposób dostaną się do kasetki z pieniędzmi. Czy im się to udało? Policja do tej pory nie przekazała oficjalnej informacji w tej sprawie. Wiadomo jednak, iż z tą eksplozją runął świat Pani Aleksandry. Bomba zniszczyła bowiem polski sklep, w którego fasadzie znajdowało się urządzenie. Polka jednak się nie poddała. Zakasała rękawy i w minioną sobotę znów otwarła swój lokal.
Lista zakupów
W drugiej połowie ubiegłego tygodnia w polskim sklepie, w Culemborg trwały ostatnie przygotowania do otwarcia. W lokalu było już praktycznie wszystko na swoim miejscu. Regały uginały się pod produktami, wszędzie wywieszono aktualne ceny. Brakowało jedynie pieczywa i wędlin. Te miały pojawić się na sam koniec, tak by klienci mogli cieszyć się ich świeżością. Jak bowiem powiedziała Pani Aleksandra dziennikarzom AD: „Polacy przychodzą po chleb, piwo i mięso. Brzmi to banalnie, ale to prawda”.
Życie w Holandii
38-latka pochodząca z Głuchołaz przeprowadziła się do Holandii w wieku 25 lat. Kobieta starała się rozkręcić swój biznes w Polsce, ale nie udało jej się to: „Pracowałam w sklepach, ale możliwości są ograniczone, szczególnie jeśli chodzi o rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej. Nie otrzymujesz żadnego wsparcia i płacisz ogromne podatki” – powiedziała holenderskim dziennikarzom. Szukając szansy na lepsze życie, wyjechała więc do krainy tulipanów. Początkowo pracowała w centrum dystrybucyjnym Albert Heijn. Pomysł na własny sklep jednak nie zniknął. Gdy w 2015 roku pojawiła się na to szansa i postanowiła z niej skorzystać. Zaryzykowała i przy wsparciu znajomych założył polski sklep, supermarket Aleksandra. Ryzyko się opłaciło. Sklep prężnie się rozwijał, zmienił też lokalizację na dogodniejszą.
Sklep
Polka szybko zdecydowała się rozszerzyć swoją działalność. Stała się agentem Western Union odpowiedzialnym za przelewy międzynarodowe. Dzięki temu do sklepu przychodzili nie tylko ludzie po zakupy, ale i wysłać pieniądze do ojczyzny. Co więcej, lokal ten zaczął też zdobywać popularność wśród lokalnej społeczności. Rok temu zaś w niezagospodarowanym narożniku fasady obok drzwi kobieta wyraziła zgodę na zainstalowanie bankomatu.
Eksplozja
Wszystko układało się dobrze do 17 maja. Wtedy to dwóch, nieznanych do tej pory sprawców, detonowało bombę pod maszyną z pieniędzmi. „Mój mąż został obudzony o czwartej rano przez swojego brata, który pracuje dla policji w Amsterdamie” - relacjonowała kobieta. „Poszedł obejrzeć, wrócił i stwierdził, że tylko fasada została mocno zniszczona. Ale nie został jeszcze wpuszczony do środka i kiedy rano poszłam sprawdzić, okazało się, że zawaliła się połowa sufitu. W domu powyżej grzejnik przeleciał z jednej strony pokoju na drugą” – powiedziała właścicielka, wskazując, iż straty były o wiele większe, niż wcześniej sądzono.
Ciąża
To, co się stało, było niemałym szokiem dla naszej rodaczki. Gdy doszło do eksplozji Polka była w ciąży. Wyglądało na to, iż jej świat, tak jak sklepowy sufit, się zawalił. Kobieta jednak nie zamierzała się poddać. Postanowiła walczyć o utrzymanie tego co z takim trudem wypracowała. Na naszych rodaków nie ma zaś mocnych, więc lokal wrócił po pół roku remontu i ponownego urządzania do działania. Pani Aleksandra w tym wszystkim, co zaszło, widzi nawet pozytywy. „W ten sposób mogłam spędzić dużo czasu z dzieckiem w pierwszych miesiącach (jego życia – red)” - mówi, dodając „A teraz wróciłam ze zdwojoną energią!”.
Źródło: AD.nl