„Miau miau” – kosztuje Polaka cztery lata więzienia

Nasz rodak najprawdopodobniej spędzi cztery lata w niderlandzkim więzieniu. Wszystko przez „miau miau”, narkotyk cieszący się coraz większą popularnością na holenderskim rynku- mefedron. W szopie powiązanej z działaniami naszego rodaka znaleziono bowiem 31 kilogramów tego niebezpiecznego dla zdrowia narkotyku.

rozliczenie podatku z Holandii

Jak śliwka w kompot

Policja prowadziła dochodzenie w sprawie produkcji i sprzedaży narkotyków w Helmond. W efekcie działań operacyjnych przed jednym z budynków zamontowano system kamer monitoringu, tak by podejrzana lokacja cały czas była pod obserwacją stróżów prawa. Praktycznie zaraz po instalacji kamer, 28 grudnia ubiegłego roku pod szopę przyjechała biała furgonetka z kierowcą znad Wisły. Mężczyzna stał się więc momentalnie jednym z podejrzanych.

 

Z podejrzanego w oskarżonego

Podejrzany szybko zmienił się w oskarżonego. Stało się to gdy śledczy otrzymali pozwolenie przeszukania wspomnianej wyżej szopy. W pomieszczeniu znaleziono 21 000 litrów GBL, z którego przestępcy mogli stworzyć prawie dwa razy tyle GHB. Oprócz tego w magazynie odnaleziono 31 kilogramów mefedronu.

 

Poczynania Polaka

Po zakończonym śledztwie prokuratura miała bardzo mocne zarzuty obciążające naszego rodaka. Po pierwsze człowiek ten miał klucze do wspomnianej szopy i wjechał do niej samochodem. Musiał więc wiedzieć co się w niej znajduje. Oprócz tego nasz rodak wybrał się do Albert Heijn na zakupy. Zamiast jednak produktów spożywczych kupił środki i asortyment, który można wykorzystać do produkcji narkotyków. Gdy zaś to wszystko połączy się z tym, iż mężczyzna przybył zaledwie kilka dni wcześniej do Holandii, nie ma możliwości, by znalazł się tam przypadkiem. Zdaniem prokuratora, jeśli człowiek ten przyjechał do pracy, to praca ta miała odbywać się właśnie w tej szopie, a Polak miał zająć się produkcją narkotyków. Tezę tę potwierdziły ostatnie dowody: gumowe rękawiczki z DNA sprawcy, na pojemnikach z chemikaliami.

Proces

W efekcie prokuratura, na posiedzeniu sądu w czwartek, domaga się 4 lat pozbawienia wolności dla Polaka. Jego obrona wskazuje jednak, że jej klient nie ma nic wspólnego z nielegalną działalnością i zakazanymi substancjami w magazynie. Polakowi kazali tylko i wyłącznie przywieźć rzeczy pod wskazany adres. Co więcej, miało to być tylko takie jednorazowe zlecenie. Prokuratura bardzo szybko jednak obaliła tę linię obrony, ponieważ policja posiada dowody, iż oskarżony pojawiał się pod tym adresem kilkukrotnie.
Są więc niewielkie szanse, że sąd uniewinni naszego rodaka. Pytanie jednak, czy mężczyzna trafi do więzienia? Obecnie bowiem zniknął gdzieś w Polsce.