Make love not War – czyli niekonwencjonalny pomysł Holendrów

Myśleli że to laboratorium narkotykowe

Na łamach naszej strony już niejednokrotnie pisaliśmy o działaniach holenderskich władz mających na celu wesprzeć walczącą Ukrainę. Rząd wysyłał na wschód leki, środki medyczne czy nawet ostatnio broń. Teraz zaś w głowie polityków w Hadze zrodził się pomysł tyle niekonwencjonalny co genialny. A gdyby tak wysłać na wschód to z czego słynie Holandia?

Królestwo Niderlandów znane jest na świecie z sera, tulipanów, chodaków i wiatraków. Tak przynajmniej chciałby rząd. Gdy jednak zapytamy młodych ludzi, z czym kojarzą im się Niderlandy, najczęściej padają dwie odpowiedzi. Pierwszą z nich jest Dzielnica Czerwonych Latarni. Drugą zaś coffee shopy i towary w nich sprzedawane. To właśnie na ten zielony asortyment zwrócił uwagę wiceminister obrony Królestwa Niderlandów Eerste van April.

Trudno powiedzieć co było inspiracją polityka? Być może były to filmy o wojnie w Wietnamie i Hipisach. Tam bowiem zarówno wojskowi jak i miłośnicy pokoju, bratania się ze wszystkimi popalali trawkę. Polityk więc wpadł na genialny w swej prostocie pomysł wysłania marihuany na Ukrainę. Niech wojsko się „wyluzuje”.

 

Prezent dla Rosjan

Co ważne ten miękki narkotyk nie miałby być oferowany Ukraińcom. Ci broniąc swojej ojczyzny, powinny być zawsze w stanie pełnej gotowości. Ładunek konopi indyjskiej miałby być „przypadkiem przechwycony” przez armię rosyjską.

 

Geniusz czy szaleństwo

Wszystko to brzmi dość dziwnie. Gdyby jednak nad tym się zastanowić, to w tym szaleństwie jest ukryty geniusz. Obecnie armia rosyjska ma bardzo niskie morale. Ludzie nie chcą walczyć i ginąć w wojnie, którą zrodziła chora ambicja Putina. Nie chcą mordować ludzi, którzy im nic nie zrobili i na których kraj kazano in najechać. Już teraz więc zdarzają się przypadki odmowy wykonania rozkazów lub dezercji. Rosjanie są zmęczeni, zdołowani, z minimalną chęcią do walki. Jeśli zaś takim ludziom da się możliwość zapalić, to będą oni już całkowicie niegroźni. „Trawka” to nie amfetamina czy inne ciężkie narkotyki, które np. stosował Wermacht podczas II Wojny Światowej i które powodowały, że żołnierz nie czuł zmęczenia czy strachu. Po wypaleniu skręta człowiekowi w rosyjskim mundurze włączy się tryb „kocham wszystkich” więc raczej nie będzie chciał do nikogo strzelać. Gdy zaś dodamy do tego pojawiającą się często "gastrofazę" i braki żywności u najeźdźcy możliwe, iż upaleni żołnierze będą poddawać się za konserwę i piwo.
W efekcie morale i zdolność bojowa Rosjan spadałby jeszcze bardziej.

 

Rozmowy z dostawcami i policją

Na chwilę obecną pozostaje jednak pytanie skąd Holandia miałaby pozyskać tak duże ilości narkotyku. Tu również rząd ma parę pomysłów.  Pierwszym z nich jest zabranie konopi z policyjnych magazynów. Po drugie rząd rozważa jednorazową legalizację. Na czym miałaby ona polegać? Wszyscy nawet nielegalni plantatorzy mogliby sprzedać swój towar rządowi i nie byliby za to ścigani. Pomysł ten budzi jednak obiekcję stróżów prawa. Wywraca bowiem przepisy do góry nogami i tworzy z dilerów i producentów narkotyków wręcz bohaterów narodowych. No ale 1 kwietnia na prima aprilis chyba można im to wybaczyć 😊.

Źródło:  link