Maciej polski pracownik śmiertelnie porażony prądem

Maciej polski pracownik śmiertelnie porażony prądem

Holenderski przedsiębiorca z branży nieruchomości jest w szoku po tym co stało się z 43-letnim obywatelem naszego kraju. Polak przez długi czas był jego pracownikiem. Był, ponieważ Maciej zginął we wtorek na dachu apartamentowca w Etten-Leur. Przyczyna jego śmierci nie jest jeszcze oficjalnie znana. Wszystko jednak wskazuje na to, że doszło do śmiertelnego porażenia prądem.

Jak mówi dziennikarzom AD szef firmy - John van der List, mężczyzna został najprawdopodobniej porażony prądem podczas prac, jakie wykonywał przy panelach fotowoltaicznych. Dodaje jednak, iż nie jest tego pewny w 100%. „Nie wiem, co dokładnie się stało. Badania będą musiały to ustalić. Chcę mieć pewność, że nikt nie zacznie spekulować” – mówi holenderskim dziennikarzom. Biznesmen, gdy doszło do wypadku, przebywał we Francji, kiedy jednak dowiedział się o tragedii, natychmiast wrócił do kraju.

 

Wypadek

Co jednak wiemy o samym wypadku? Miało do niego dojść we wtorek, za kwadrans piąta. Wtedy to nasz rodak miał znajdować się na dachu budynku i układać tam kable prowadzące niżej na piętra. Wszystko po to, by gdy w piątek na miejsce przybędzie elektryk, wszystko było już gotowe, do podłączenia do sieci.

W pewnym momencie 43-latek miał zadzwonić do innego pracownika z pytaniem, czy ten może mu dostarczyć partię niezbędnych do pracy materiałów. Po paru chwilach od tego telefonu na dachu zjawił się mężczyzna z niezbędnym sprzętem. Wtedy wszystko było w jak najlepszym porządku. Mężczyzna zszedł z dachu i wrócił do swoich spraw. W pewnym momencie jednak uświadomił sobie, iż gdzieś zgubił telefon. Najprawdopodobniej zostawił go u Macieja na dachu. Gdy tam wrócił, zastał już naszego 43-letniego rodaka bez życia.

Natychmiast wezwano służby ratunkowe. Te przybyły na miejsce, ale nie mogły już nic zrobić dla gastarbeitera. Co więcej, z racji złej pogody również samo zabezpieczenie ciała było dość kłopotliwe. Udało się to zrobić dopiero około godziny 20.

 

Śledztwo

Po wypadku sprawą zajęła się inspekcja pracy. Prowadzi ona obecnie dochodzenie mające odpowiedzieć na pytanie co stało się na dachu i czy wszystkie wymogi bezpieczeństwa i higieny pracy zostały spełnione. Jak wskazuje rzeczniczka Inspekcji, dochodzenie to może zająć tygodnie: "Dokładność jest najważniejsza. W tego rodzaju incydentach pracujemy bardzo precyzyjnie. Chcemy dokładnie wiedzieć, co się stało, czy wypadkowi można było zapobiec i jakie kroki należy podjąć, aby upewnić się, że to się nie powtórzy".

 

Zdruzgotani

Maciej nie był jakimś anonimowym pracownikiem, zatrudnionym w firmie od kilku dni czy tygodni. Rozpoczął pracę w Invest Company BV cztery lata temu. Był znanym i bardzo lubianym członkiem zespołu. „Jesteśmy zdruzgotani faktem, że go nie ma. Tego nie da się opisać. Niedawno pojechał ze swoją dziewczyną na wakacje do jednego z moich domów we Francji. Regularnie pracował w mojej firmie i wykonywał wiele zleceń. Jestem teraz zajęty załatwianiem biletów lotniczych dla rodziny z Polski” – przekazał Van der List niderlandzkim dziennikarzom, którzy na gorąco pytali go o sprawę.

 

Źródło:  AD.nl