Luka w holenderskim systemie bezpieczeństwa epidemiologicznego

Kto najczęściej umierał na COVID-19 w Holandii?

Mieszkańcy Królestwa Niderlandów coraz powszechniej korzystają z wejściówek koronowych. Po piątkowej konferencji premiera do kin, restauracji czy siłowni dodano też ogrody zoologiczne i parki rozrywki jako miejsca, gdzie okazanie kodu QR jest obowiązkowe. Problem jednak w tym, iż system przepustek nie radzi sobie z sytuacją ponownego zachorowania ozdrowieńca lub zaszczepionego, przez co pojawia się ogromna luka w systemie bezpieczeństwa epidemiologicznego. 

Okazuje się bowiem, iż każda osoba, która została w pełni zaszczepiona lub posiada status ozdrowieńca może korzystać z przepustki koronowej QR w aplikacji CoronaCheck, mimo iż została zakażona koronawirusem. Osobie takiej nie blokuje się, nie anuluje się przepustki. W efekcie chory, gdyby chciał może iść do baru lub na siłownie i nikt nie ma podstaw, aby go zatrzymać. Po zeskanowaniu kodu widnieje on bowiem jako zdrowy człowiek.

 

Złamana noga

Do sprawy luki w przepisach odniósł się minister zdrowia Hugo de Jonge. Mówiąc o problemie, porównał go z prawem jazdy. Wskazując, iż rozsądny człowiek, gdy złamie nogę nie będzie prowadził samochodu. Jest to niebezpieczne. Nikomu tego nie trzeba tłumaczyć i pechowcom, którym dosłownie powinie się noga (i trafi do gipsu), nie zabiera się przecież prawa jazdy.
Tak samo powinno być z zakażeniem. Dla ministra jest to oczywiste, że osoby zarażone koronawirusem pomimo szczepienia nie tracą ważnego kodu QR. Po pozytywnym teście nadal będą mieli dostęp do miejsc, w których wymagany jest bilet koronowy. Nie powinny jednak tam się udać z racji na bezpieczeństwo swoje i innych. Chorobę bowiem najlepiej przesiedzieć, przeleżeć w domu.

 

Czy zakażenie COVID-19 można porównać do złamanej nogi? Według rządu w Hadze tak. 

 

CoronaCheck

Część wskazuje, iż policja powinna więc mieć listę osób ze złamaną nogą i listę kierowców z prawem jazdy. Tak, by podczas kontroli mogli sprawdzić, czy dana osoba nie ma gipsu nawet jeśli stara się go schować pod sukienką, czy luźnymi spodniami.
Podobnie powinno być w przypadku kodów QR. Nie jest to jednak takie proste, jak może się wydawać. Chodzi bowiem o prywatność i dane osobowe. Obecnie takie coś jest całkowicie niemożliwe, ponieważ kod QR zawiera tylko minimalną ilość informacji, aby zapobiec oszustwom: pierwszą literę imienia i nazwiska oraz dzień i miesiąc urodzenia. Nie jest podane nawet, czy bilet wstępu jest ważny po szczepieniu, czy po badaniu.

 

Koniec prywatności

Owszem można to zmienić, kosztem jednak prywatności obywatela. Owa „lista złamanych nóg” musiałaby spowodować, iż rząd (usługodawca), wiedziałby, gdzie i kiedy znajduje się jaki człowiek. Kiedy się zakaził, czy obecnie jest chory, czy zdrowy. W aplikacji musiało się też znaleźć znacznie więcej danych niż obecnie. To zaś nie przypadłoby do gustu mieszkańcom Niderlandów, o czym przekonali się twórcy CoronaMelder, aplikacji wskazującej na ewentualny kontakt z zakażonym.

 

Akceptowalna luka

W efekcie rząd akceptuje problem, tę swoistą wyrwę w systemie zabezpieczeń. Liczy jednak, że mieszkańcy krainy tulipanów są na tyle roztropni, iż wiedząc, że są chorzy, nie będą chcieli zakażać innych. Ponadto politycy wskazują na przykład Belgii, gdzie działa bardziej zaawansowana aplikacja, która padła jednak ofiarą hakerów, przez co do sieci wyciekły dane tysięcy mieszkańców tego kraju. To zaś jest ryzyko, na które nie można przystać, tym bardziej że ilość zakażeń wśród zaszczepionych jest niewielka.