Ludzie zgłaszają kradzież rowerów, a policja rozkłada bezradnie ręce
Funkcjonariusze holenderskie policji wystosowali na początku tego tygodnia bardzo dziwny apel do mieszkańców Królestwa Niderlandów. Oficerowie proszą, by ludzie przestali dzwonić do stołecznej komendy lub pod numer 112, bo oni i tak nie są w stanie im pomóc. O co w tym wszystkim chodzi?
Sytuacja nie dotyczy całego kraju, a głównie regionu stolicy. To właśnie tam komenda miejska w Amsterdamie wezwała złych, zaniepokojonych i poirytowanych klientów VanMoof, by przestali wydzwaniać do nich. Ludzie bowiem po tym jak rzeczona firma rowerowa ogłosiła bankructwo, starali się skontaktować z policją, zgłaszając kradzież. Oficerowie rozkładają jednak bezradnie ręce. Stróżowie prawa nie mają nic wspólnego z procedurą upadłościową i nie mogą nic zrobić. Poszkodowani cykliści nic nie uzyskają od policji, a swoimi telefonami zajmują linię osobom, które mogą faktycznie potrzebować pomocy.
Upadłość
Wczoraj rano VanMoof ogłosiła upadłość. Przedsiębiorca ten zajmował się produkcją rowerów elektrycznych. Cześć sprzedawanych modeli wymagało przedpłaty 2000 euro. Ludzie, którzy wpłacili takie kwoty, teraz nie wiedzą, czy otrzymają te pieniądze z powrotem.
To jednak nie wszystko. Poważnie zaniepokojone są też osoby posiadające rowery VanMoof. Wiele z tych jednośladów wymagało i wymaga naprawy. Wiele też trafiło z powrotem do producenta ze względu na procedurę gwarancyjną. To właśnie owe naprawy pospołu z małą rentownością firmy w ostatnim czasie sprawiły, iż producent po prostu upadł.
Środa
Pierwsze symptomy problemów były już widoczne tydzień temu w środę. Wtedy to firma zamknęła swoje sklepy. To wywołało potężny niepokój. Ludzie zaczęli się zastanawiać, czy ich rower mimo gwarancji będzie można w przyszłości naprawić, czy dostaną zamówiony egzemplarz lub nawet, czy dostaną swój jednoślad z powrotem. Jak się bowiem okazało, w jednym z zamkniętych sklepów znajdowało się dużo zepsutych rowerów, które zostały oddane na gwarancji, a których nawet nie zawieziono do serwisu.
Kradzież
Wszystko to sprawiło, iż już od tygodnia ludzie byli niezbyt pewni co do przyszłości swoich rowerów. Gdy jednak wczoraj pojawiła się informacja o upadłości, osoby zaczęły zgłaszać kradzież. Uważają bowiem, iż to właśnie oni będą najbardziej pokrzywdzeni. W procedurze upadłościowej syndyk musi spłacić najpierw wierzycieli. Klienci będą zaś na samym końcu. Ludzie boją się więc, iż nie tyle nie będą mieć naprawionych rowerów, co nawet nie odzyskają tych uszkodzonych. Bo te zostaną, np. zlicytowane na poczet długu.
„Klienci pytają, czy mogą zgłosić kradzież na policję, czy też złożyli już zgłoszenie przez Internet” – mówi rzecznik prasowy stołecznej komendy. „Jakkolwiek jest to irytujące, ale policja nie może z tego powodu nic jednak zrobić dla klientów. Zgłoszenia i pytania nie są zatem przetwarzane” – dodaje, wyjaśniając, iż to, co się stało, dotyczy przepisów procedury upadłościowej, a więc aktów prawa cywilnego nie karnego. Policja nie może więc nic zrobić.
W kolejce
Prawnicy w tej sprawie również nie mają dobrych wieści dla klientów, którzy wpłacili pieniądze i czekają na rower. Ludzie ci muszą bowiem ustawić się w długiej kolejce wierzycieli, w której jest między innymi holenderska skarbówka, czy podwykonawcy, firmy partnerskie. Klient będący na samym końcu ma więc najmniejsze szanse na zwrot poniesionych kosztów. W nieco lepszej sytuacji są ludzie, którzy oddali rower do naprawy. VanMood obiecał, iż „w końcu” odzyskają oni swoje rowery. Firma nie powiedziała jednak kiedy to się stanie i czy będą one naprawione.
Źródło: Nu.nl