Linie lotnicze w obronie dzieci
Holenderskie media ujawniły niedawno bardzo ciekawy przypadek, gdy wielki biznes stanął po stronie maluczkich i bezbronnych. Holenderskie linie lotnicze KLM odmówiły współpracy przy deportacji ormiańskich dzieci.
Przegrana batalia
Chodzi o głośną sprawę Lili i Howick. Rodzeństwo to przybyło do Holandii wraz ze swoją matką w 2008 roku z Armenii. Cała trójka zamieszkała w Amersfoort. Rodzina nie sprawiała żadnych problemów, niestety po około roku od przyjazdu matka dowiedziała się, iż nie otrzymają oni pozwolenia na pobyt. Kobieta nie poddała się jednak bez walki. Ormiance nie chodziło już nawet o nią, a jej dzieci, które miały mieć lepsze życie w Królestwie Niderlandów. O sprawie zrobiło się głośno w holenderskich mediach. Wielu ludzi wysyłało apele o to, by malcy mogli zostać w kraju. W końcu jednak po 10 latach wyczerpały się wszelkie możliwości apelacji i zażaleń. Wyrok administracyjny pozostał jednak niezmienny. Deportacja.
W ostatnie dni przed wyjazdem media praktycznie mówiły tylko o tym, jak dwójka nastolatków, która większość swojego życia spędziła w Holandii, musi nagle udać się do kraju biedy i niedostatku, którego praktycznie nie zna. Służby emigracyjne znów jednak pozostały niewzruszone i zapowiedziały, że dzieci opuszczą kraj 8 września 2018 na pokładzie rejsowej maszyny KLM.
Anulowane bilety
Jak pokazują dokumenty przedstawione niedawno przez Inspektorat Sprawiedliwości i Bezpieczeństwa, na raptem kilkanaście godzin przed wylotem zaczęły dziać się rzeczy dziwne. Późnym wieczorem, dzień przed wylotem, dyrektor KLM zadzwonił do Return & Departure Service (DT&V). W krótkiej rozmowie przedstawiciele DT&V dowiedzieli się, że przewoźnik anulował bilety malcom oraz, że KLM nie chce współpracować przy całej deportacji. Pytana niedawno o motywację tych działań linia lotnicza, powiedziała tylko, że nie chce wchodzić zbytnio w szczegóły. KLM przed każdym lotem dokonuje własnej analizy ryzyka, a ta w wypadku tej dwójki pasażerów okazała się zbyt duża.
W efekcie DT&V musiał w nocy szukać transportu „na szybko” dla małych migrantów. Transport udało się znaleźć. Miał nim być rejsowy lot zagranicznego przewoźnika. Wylot był jednak kilka godzin później.
8 września
Z racji tego, iż wylot nie odbywał się z samego rana, a o 13:15 dzieci miały być odebrane później, tak by mogły przespać spokojnie ostatnią noc w Holandii.
Gdy jednak funkcjonariusze nazajutrz przybyli po dzieci, okazało się, że brat i siostra zniknęli. Nidos, instytucja opiekuńcza, pod której opieką znajdowało się rodzeństwo, nie miało ponoć pojęcia jak mogło do tego dojść.
Szum w mediach
Holendrzy przeżyli szok. Okazało się, że dwójka dzieci tak bardzo obawia się powrotu do swojej nieznanej ojczyzny, iż zdecydowała się na ucieczkę w ciemną noc. Wszystko to doprowadziło do tego, iż w trosce o ich bezpieczeństwo sekretarz stanu Harbers (Sprawiedliwość), udzielił dzieciom zezwolenia na pobyt. Obawiano się bowiem, że ukrywająca się rodzina może paść ofiarą przestępstwa lub nawet handlu ludźmi.
Sytuacja ta wywołała również polityczną burzę i zmiany w prawodawstwie Królestwa Niderlandów względem deportacji nieletnich.
Służby ze względu na prywatność rodzeństwa nie informują o tym, gdzie obecnie znajduje się rodzina, której losami interesowała się rok temu cała Holandia.