Kryzys, zwolnienia i wolne miejsca pracy
Epidemia koronawirusa spowodowała kryzys na rynku pracy. Firmy bankrutują, ludzie stają się bezrobotni, przemysł staje. Jak pokazują jednak najnowsze dane więcej niż jedno na dziesięć wolnych miejsc pracy w Holandii i tak pozostanie nieobsadzone. Są bowiem stanowiska, na które mimo wzrostu bezrobocia nie da się znaleźć chętnych. Mimo, iż ludzie nie mają za co żyć, wakatami tymi nikt się nie interesuje.
Wybredni jak Holendrzy
Wielu w tym miejscu zapewne pomyślało o zatrudnieniu jako śmieciarz, czyściciele ulic czy robotnik na polu lub rzeźnik. O zawodach, których jak niektórzy uważają, Holender się nie podejmie, bo są one poniżej jego godności. Cóż, jest tylko w pewnym stopniu prawdą. Owszem, Holendrzy nie przepadają za nimi. Niemniej jednak najwięcej wolnych, stale nieobsadzonych miejsc znajduje się w innej dziedzinie gospodarki.
Zdaniem ekonomistów część wolnych miejsc pracy nie jest obsadzane ze względu na nikłe zainteresowanie pracowników z racji odległości. Nie każdy chce bowiem migrować za pracą. Nie każdy chce również zmieniać swoje życie o 180 stopni. Przekwalifikowując się nagle na zupełnie inną branżę, tym bardziej, iż zmiana takich kwalifikacji zawodowych równoznaczna jest często z kosztownymi szkoleniami. W efekcie wzrost bezrobocia w pewnych obszarach gospodarki nie skutkuje tym, iż wakaty w innych nagle znikają, zwłaszcza jeśli chodzi o pracę dla specjalistów czy osób z doświadczeniem zawodowym.
Opieka zdrowotna
Doskonałym przykładem jest tutaj sektor opieki zdrowotnej. Jak wskazują analitycy, jeden na pięć wolnych etatów, które tam występują, nie będzie obsadzony. Wszystko to efekt niedoboru personelu i starzenia się niderlandzkiego społeczeństwa. To bowiem prowadzi do stałego zapotrzebowania na nowe pielęgniarki czy opiekunki.
Odpływ
To jednak nie wszystko. Sytuacją dużo bardziej niepokojącą w opiece medycznej nie jest brak nowych chętnych do pracy w zawodzie, ale odpływ obecnych kadr. Nieoficjalne dane rządowe wskazują, iż gabinet spodziewa się, że 43% personelu medycznego, który obecnie studiuje w Królestwie Niderlandów lub zaczyna pracę jako stażyści, zmienią miejsce swojego zatrudnienia na całkowicie inny sektor. Najgorsza sytuacja pod tym względem ma mieć miejsce w dużych miastach.
Co za nią odpowiada? Podobnie jak w Polsce, relatywnie niskie dochody młodych lekarzy i pielęgniarek. Wielu z nich nie stać bowiem na utrzymanie się w Amsterdamie, Hadze czy Rotterdamie ze swojej małej pierwszej pensji, jaką dostają jako początkujący medycy. Z tego też względu, nieco lepsza sytuacja jest w małych miejscowościach, gdzie koszty życia są niższe. Mimo to ekonomiści jednak ostrzegają, jeśli nie zmieni się struktura finansowania nowych kadr, za kilka lat Holandia może stanąć przed brakiem kadr medycznych. W tej sytuacji zaś pracownicy z Europy Środkowej nie pomogą, bo chociaż dysponują doskonałymi fachowcami z dziedziny medycy, mało kto włada płynnie niderlandzkim.