Kot na gapę

Kot na gapę

Każdy czasem ma chęć na przygodę. Tyczy się to zarówno ludzi jak i zwierząt, zwłaszcza kotów. Te chodzą bowiem swoimi drogami, chociaż w przypadku Jimmy’ego trzeba by powiedzieć, że pływają własnymi drogami.

Poszukiwania kota

Każdy, kto ma kota, wie, iż zwierzęta te nie zawsze pragną bliskiego kontaktu z człowiekiem i czułości. Często bywa tak, zwłaszcza w domach w małych miasteczkach, iż koty znikają na całe dnie i wracają do właścicieli tylko po to, by wyspać się w cieple i zjeść pełnowartościowy posiłek. Sęk jednak w tym, iż nie każdy właściciel kota godzi się na takie zachowanie swojego pupila. Niektórzy nie pozwalają im wychodzić z domu lub biorą je na smycz, tak jak psy. Jednym z takich typowo domowych kotów był właśnie Jimmy. Zwierzę to nagle zniknęło jednak swoim właścicielom w Groningen. Wyszło z domu i nie wracało. Akcja poszukiwawcza też nie przynosiła rezultatów. Wyglądało to tak, jakby kot dosłownie zapadł się pod ziemię. Nikt go nie widział. Właściciele obawiali się najgorszego.

 

Był pies, który jeździł koleją*, to musiał pojawić się tez kot, który pływał barką. 

 

Inspekcja

W dniu, w którym zaginał Jimmy, w Kanale Van Starkenborgh w Groningen, cumowała barka śródlądowa przygotowująca się do wypłynięcia w rejs z ładunkiem. Szyper jednostki w pewnym momencie zobaczył białego kota przechadzającego się po pokładzie. Zwierzak wyglądał, jakby dokonywał inspekcji statku. Marynarze nie mogli jednak poświęcić zbyt wiele czasu czworonogowi, bo przygotowali się do ściągnięcia cum. Zanim jednak jednostka odbiła od brzegu, minęło tyle czasu, iż wszyscy myśleli, że zwierzę zdążyło zejść z pokładu. Kota zresztą nigdzie nie było widać.

 

Pasażer na gapę

Podczas rejsu okazało się jednak, iż kot nie zszedł ze statku. W pewnym momencie marynarze znaleźli zziębniętego, przemoczonego Jimmy’ego. Pasażer na gapę został zabrany do kajut załogi, przygotowano mu miejsce koło pieca, tak by mógł się ogrzać.

 

Pogotowie dla zwierząt

W ten sposób kot stał się członkiem załogi barki do momentu, gdy ta nie dopłynęła do Hansweert w Zelandii. Tam kapitan postanowił się pozbyć nadprogramowego załoganta. Po futrzaka zostało wezwane pogotowie dla zwierząt. Weterynarze zabrali zwierzę do kliniki, aby sprawdzić, w jakim jest stanie. Na szczęście się, iż nic mu nie było, nie licząc małej rany na łapie. Podczas badania personel placówki zauważył również chip. Gdy sczytano jego dane, pracownicy nie kryli zdziwienia. Okazało się, iż kot pochodzi z Groningen i przebył ponad 300 kilometrów. O znajdzie natychmiast poinformowano właściciela, który odebrał swojego pupila z Dierenasiel de Bevelanden.
Wszystko zakończyło się więc happy endem i kot nie musiał tracić żadnego ze swoich 9 żyć.

 

*Nowelka dla dzieci.

źródło: Ad.nl