Kontrole na granicach. Policja poszukuje fajerwerków
Od 9 grudnia w Holandii obowiązują kontrole graniczne prowadzone przez żandarmerię. Dzień później wsparcia tej formacji poniekąd udzielili policjanci. Oni również sprawdzali przybywające z zagranicy pojazdy. Ich cel był jednak zupełnie inny niż żandarmów. Oficerowie szukali fajerwerków.
Holenderska żandarmeria wojskowa zatrzymywała pojazdy wjeżdżające do Niderlandów i sprawdzała dokumenty podróżnych. Policja zaś we wtorek zorganizowała zakrojoną na szeroką skalę akcje, w której na cel wzięto wszystkich tych, którzy mogli do kraju wwozić nielegalne sztuczne ognie. Kontrole zorganizowano na autostradzie A1, nieopodal Deurningen.
Podobnie
Akcja zaczęła się około godziny 14. Policjanci, podobnie jak żandarmi, podzielili się na dwie grupy. Część krążąc motocyklami po autostradzie, starała się wyłapać z morza aut podejrzane pojazdy. Następnie eskortowali je na parking, gdzie reszta oficerów dokonywała sprawdzenia dokumentów (dowód osobisty, prawo jazdy), a także przeszukania wnętrza, czy nie ma w nim kartonów z nielegalną pirotechniką. Nie wszystkie fajerwerki mogą być bowiem w Holandii używane. Nie chodzi tu tylko o niesławne cobry, ale też o wiele innych niespełniających niderlandzkich norm fajerwerków.
Kontrole
Skąd te kontrole? To efekt popytu na sztuczne ognie. W Holandii od wielu lat popularne są fajerwerki sprzedawane gdzieś na parkingu z bagażnika. Ludzie bowiem często nie zdają sobie sprawy z zagrożenia, jakie niesie, np. chińska pirotechnika i decydują portfelem. Te nieatestowane produkty są bowiem dużo tańsze. Dlatego też pod koniec roku, gdy popyt na nie rośnie, wiele osób przywozi je, np. z Polski czy Bułgarii, by potem z zyskiem sprzedać w Holandii.
Za jednym razem
W policyjnej kontroli brali udział nie tylko policjanci. Do oficerów dołączyły też służby celne i jednostka z psem wyszkolonym do wyszukiwania narkotyków. Wszystko po to, by przeszukać wjeżdżające pojazdy i pod kątem tej kontrabandy. Z czasem zaś do policjantów oddelegowano również kilku żandarmów, by przy okazji sprawdzić, czy kontrolowani mogą wjechać do kraju.
Zero
Akcja trwała kilka godzin. Podczas jej działania skontrolowano dziesiątki pojazdów, w tym i aut na polskich tablicach rejestracyjnych. W żadnym z pojazdów nie udało się jednak znaleźć zakazanych sztucznych ogni czy żadnej innej kontrabandy. Oficerowie w jednym z polskich aut namierzyli skrzynię z zegarkami. Początkowo podejrzewano, iż mogą to być podróbki. Szybko jednak stało się jasne, że był to fałszywy trop i w pełni legalny transport.
Źródło: AD.nl