Koniec fast foodów w Niderlandach?
Lubicie frytki, hamburgery lub kebaby? Jeśli tak to mamy dla Was złe wieści. Już niedługo może być o nie znacznie trudniej w Holandii. Niderlandy to nie Rosja, z której wycofują się wielkie sieci restauracji szybkiej obsługi. Niemniej jednak ilość lokali serwujących takie menu może się zmniejszyć, wszystko z racji działań rządu w Hadze, który chce walczyć o zdrowe nawyki żywieniowe swoich obywateli.
Rząd chce powstrzymać rozrost restauracji szybkiej obsługi w Holandii, zwłaszcza lokali znanych sieci oferujących hamburgery, pizzę czy kebaby. W tym celu gabinet przygląda się przepisom ograniczającym podaż na rynku. Działanie to ma pomóc samorządom odrzucać wnioski restauracji chcących otworzyć kolejne lokale na ich terenie. Gminy miałyby bowiem podstawę prawną, by powiedzieć „nie”.
Boom niezdrowego jedzenia
W ciągu ostatnich lat liczba lokali fast food w Królestwie Niderlandów gwałtownie wzrosła. Miejsca oferujące hamburgery, smażonego kurczaka, pizzę czy kebaby pojawiają się jak „grzyby po deszczu”. Sytuacja ta niepokoi samorządowców. Dieta oparta na menu z tego typu gastronomii nie jest bowiem zbyt zdrowa i wpływa na sytuację medyczną mieszkańców. W efekcie radni z czterech największych miast Holandii już w ubiegłym roku prosili rząd, by ten wypracował metody mogące, jeśli nie powstrzymać, to przynajmniej spowolnić otwieranie nowych restauracji.
Nowy gabinet chce wyjść naprzeciw prośbie gmin. Sprawą zajął się sekretarz stanu Van Ooijen. Wskazuje on, iż rząd wraz z parlamentem planują prawne możliwości gwałtownego zahamowania tworzenia sieci i sprzedaży fast foodów i napojów bezalkoholowych. Oprócz tego władze chcą wprowadzić również przepisy ograniczające możliwość reklamowania tego typu produktów w szkołach i wokół nich. „Coś naprawdę trzeba zrobić. Co siódme dziecko ma nadwagę i sprawy idą w złym kierunku. W niższych klasach jest to nawet jedna trzecia (uczniów z nadwagą)” – mówi polityk redaktorom Ad.
Nie tylko cukier
Rząd w Hadze od pewnego czasu stara się dbać o zdrowy tryb życia swoich mieszkańców. Jakiś czas temu władze zdecydowały się wprowadzić podatek cukrowy, by podnosząc ceny napojów gazowanych ograniczyć ich sprzedaż. To jednak okazało niewystarczające i rząd chce iść o krok dalej. Van Ooijen nie ma nic przeciwko, by co jakiś czas zjeść hamburgera czy pizzę. Zaznacza jednak, iż takie śmieciowe jedzenie nie może stać się podstawą diety. Dlatego też rządowi prawnicy rozpoczęli analizę przepisów prawa, by sprawdzić czy istnieje możliwość ograniczeni rozrostu tego typu lokali w miastach, tak aby, np. nie znajdowały się w okolicach szkół. Rozpatrywane jest również maksymalne nasycenie obszaru tego typu punktami.
Fast food brake
Projekt, który niektórzy już nazwali „Fast food brake” może być jednak trudny do wprowadzenia. Nie chodzi tu jednak tylko i wyłącznie o kwestie prawne ograniczające liczbę lokali, czy ilość reklam tego typu posiłków. Jest to bowiem ograniczenie wolności gospodarczej, na które nawet w rządowej koalicji może nie być pełnej zgody, tym bardziej, iż problem ten nie znalazł się w zapisach umowy koalicyjnej. Sekretarz stanu uważa jednak, iż można go podciągnąć pod tak zwane „cele zdrowotne” i obiecuje, iż jeszcze w tym roku przedstawi projekt ustawy wprowadzający maksymalne ilości restauracji na daną dzielnicę, a także strefy wykluczenia, w których nie można by prowadzić ani reklamować tego typu działalności. Czy to się jednak uda? Od pomysłu do realizacji jeszcze bardzo daleka droga.
Źródło: Ad.nl