Kolejna plaga w Holandii

Pisaliśmy już o tym, iż do holenderskich drzwi pukają tropikalne kleszcze, komary tygrysie czy azjatyckie szerszenie. Mieszkańcy Niderlandów tego lata będą musieli zmierzyć się jednak z jeszcze jedna owadzią plagą. Tym razem są nią lokalne osy.

Pasiaste owady

Zeszłoroczne długie, ciepłe lato i bardzo łagodna zima sprawiły, że wiele owadów przeżyło niekorzystny dla siebie okres mrozów. To zaś powoduje, iż wiosną i latem wszystkie one będą chciały się rozmnażać. Tyczy się to nie tylko, opisywanych wcześniej na łamach naszej strony, kleszczy, czy komarów, ale również os. Owady te mają w Holandii doskonałe miejsce do egzystencji. W odróżnieniu jednak od pszczół nie są tak lubiane przez człowieka. Niechęć do nich zaczyna się zwykle wraz z rozpoczęciem sezonu grillowego. Owady te wiedzione słodkim zapachem naszego jedzenia interesują się napojami, mięsem czy przekąskami. Osy doskonale przystosowały się do miejskiej dżungli i nieraz można je spotkać gniazdujące nawet w centrach dużych miast. Taka bliskość powoduje zaś wiele napiętych sytuacji, które zwykle kończą się potwornym bólem.

 

Niebezpieczeństwo

Osy nie są tak niebezpieczne dla człowieka, jak szerszenie. Niemniej jednak należy na nie uważać. Ich użądlenie jest bardzo bolesne, a w sytuacji zagrożenia owady te dużo częściej korzystają ze swojej broni niż pszczoły czy trzmiele. Dorosły człowiek po jednej porcji jadu poczuje silny ból, pojawi się opuchlizna, która z czasem zamieni się w rumień. Problem pojawia się w przypadku małych dzieci czy alergików, dla których nawet niewielka ilość jadu może okazać się groźna dla zdrowia.

Śmiertelną pułapką zarówno dla os, jak i ludzi stają się zaś puszki ze słodkimi napojami. Owady często wchodzą do środka szukać pokarmu. Gdy ktoś nie wiedząc o nieproszonym gościu, zechce się napić, może doznać użądlenia w jamie ustnej czy przełyku. To zaś często kończy się poważnym obrzękiem, problemami z oddychaniem, a nawet tracheotomią.

Znalazłeś gniazdo od? Zadzwoń po specjalistów. Samodzielna eksterminacja owadów może skończyć się wizytą w szpitalu. 

 

Szalony rok

Obecne lato jest wyjątkowe. Wielu biologów nie pamięta, by owadów było kiedyś tak dużo. Pojawiające się pokolenia bardzo często szukają nowych miejsc na gniazda. Wszystko to powoduje, iż osy możemy spotkać praktycznie wszędzie. Owady te budują "ule" pod dachami domów, w altanach, szopach czy nawet w domkach na placach zabaw. Sytuacja staje się więc coraz bardziej niepokojąca. Służby donoszą, iż na niektórych obszarach, na wschodzie Holandii, specjalistyczni truciciele muszą wyjeżdżać nawet do 500 gniazd dziennie. Zgłoszeń o owadach jest tyle, że wielu z nich musi je grupować pod względem niebezpieczeństwa i przesuwać klientów na późniejsze terminy. Według specjalistów, jeśli pogoda się nie zmieni aż do jesieni, będzie tylko gorzej, a aktywność os będzie rosnąć.

 

Nie ruszaj

Niektórzy mogą pewnie teraz pomyśleć, iż zamiast wzywać trucicieli szybciej i taniej będzie  samemu pozbyć się gniazda. Takie działania są bardzo niebezpieczne. Jak pisaliśmy wyżej jedna osa nie zagrozi naszemu życiu, ale dziesiątki czy setki już tak. Nigdy nie wiemy bowiem dokładnie ile owadów znajduje się w gnieździe. Wykorzystanie więc dezodorantu i zapalniczki, czy pianki montażowej może poskutkować tym, że zanim pozbędziemy się gniazda, sami trafimy do szpitala. Wszystko dlatego, że "ul" z którego wylatywało zwykle tylko kilkanaście os, podczas ataku zacznie się bronić tysiącami osobników.

Ponadto zwierzęta, które przeżyją będą zakładać gniazda w mniej oczywistych miejscach. To zaś może skończyć się tym, że zamiast „ula” przy szopie spotkamy osy we własnej sypialni, ponieważ owadom udało znaleźć się szpary przy oknach i przedostać do środka.

Dlatego warto czasem wydać to 50-70 euro za pracę ekspertów i mieć pewność, że pozbędziemy się owadów szybko, humanitarnie i na dobre.