Kierowca zamyka 5-latka w autobusie
5-letni, upośledzony chłopiec spędził sześć godzin zamknięty w zaparkowanym autobusie. Stało się tak, ponieważ kierowca wiozący malca do szkoły specjalnej w Utrechcie po prostu o nim zapomniał. Dziecko przeżyło. Można by więc powiedzieć, że nic się nie stało. Problem jednak w tym, iż wydarzenie to odbiło się ogromnym piętnem na małym pasażerze.
Przymusowe wagary
W pewien kwietniowy piątek szkolny busik przywiózł do domu małego chłopca. Syn po spotkaniu z rodzicami cały czas powtarza, iż „nie był w szkole”. Rodzice na początku myśleli, że fantazjuje. Gdy jednak przyjrzeli się bliżej swojej pociesze, zobaczyli, że jest z nią coś nie tak. Buzia dziecka była cała czerwona, a oczy spuchnięte. Chłopczyk wyglądał tak, jakby płakał przez wiele godzin. Rodzice zaczęli się zastanawiać, czy faktycznie coś się stało.
Rodzice skontaktowali się ze szkołą specjalną, do której chodzi ich niepełnosprawne dziecko. Placówka oświatowa potwierdziła słowa chłopca. Tego feralnego dnia 5-latka nie było. Gdzie więc zniknęło ich dziecko, skoro sami odprowadzili go do busika wiozącego go do szkoły i sami go z tego pojazdu odebrali. Rodzice nie mają pojęcia, co się stało. Rozmowy z pedagogami i analiza monitoringu też nic nie zdradziły.
Drzemka
W końcu jednak pojawia się szokująca odpowiedź. Okazało się, że dziecko nie opuściło samochodu. Chłopiec usiadł na tylnym siedzeniu i zasnął w drodze do szkoły. W tym czasie kierowca zawiózł uczniów. Poczekał, aż wyszli, odjechał spod szkoły, a następnie zaparkował pojazd, zamknął go i sobie poszedł. Kierowca nie liczył pasażerów. Nie spojrzał też do tyłu. Nie miał więc pojęcia, iż na jednym z tylnych foteli śpi 5-latek. W efekcie dziecko było zamknięte w aucie przez 6 godzin.
Świetlica
Gdy po tym czasie kierowca wrócił do auta, zobaczył we wnętrzu przerażone dziecko. Mężczyzna postanowił odstawić dziecko do świetlicy. Stamtąd potem, jak gdyby nigdy nic zawozi dziecko do domu, nie mówiąc rodzicom, co się stało.
Błąd ludzki
Czemu piszemy teraz o tej sprawie? Ponieważ nie została ona zamknięta. Pomimo upływu pół roku dziecko dalej przeżywa traumę, tak, jak jego rodzice. Winnych nie ma. Sprawiedliwość jest więc rozmyta między kierowcę, gminę (organizująca transport dla dzieci) i szkołę. Władze miasta przekazały rodzicom urządzenie śledzące, by mogli na bieżąco sprawdzać, gdzie jest ich dziecko, ale to nie rozwiązuje ich problemu. Władze wskazują również, iż zwolniły kierowcę. Rodzina jednak uważa, że to nie wystarczy, a problem, który stał się traumą dla ich syna, ma podłoże systemowe i mimo ich apeli przez pół roku praktycznie nic się nie zmieniło. Przykładowo na skutek bałaganu urzędniczego, dziecko nie pojechało pierwszego dnia nowego roku do szkoły, bo autobus nie przyjechał.
Źródło: AD.nl