Jezioro, odpady i ręka polityka w tle

Najnowsze wiadomości z Holandii po raz kolejny udowadniają, że kraj ten wcale nie jest tak „czysty” i „ekologiczny”, za jakiego się uważa. Jak podają redaktorzy niderlandzkiego programu Zembla, Rijkswaterstaat pod koniec ubiegłego roku pozwolił na wrzucenie tysięcy ton odpadów do jeziora w rejonie Gelderland.

Informacje opublikowane przez Zembla mówią o odpadach kamiennych, które powstają podczas obrabiania granitu i piaskowca. Twórcą ton tych specyficznych śmieci ma być jedna z niderlandzkich firm, odpowiedzialna za przetwarzanie granitu na budowę dróg asfaltowych. Jest to potentat w branży, jeden z najważniejszych dostawców dla budowniczych dróg.

 

Gigant ten jednak w ubiegłym roku popadł w dość duże problemy. Prace wytwórcy kruszywa groziły zatrzymaniem, ponieważ przedsiębiorstwo nie miało już zdolności do magazynowania granulatu i innych odpadów poprodukcyjnych. Powstał więc pomysł, by pozbyć się „śmieci”. W tym celu przedsiębiorstwo miało wyrzucić niepotrzebny gruz do wody, do jednego ze zbiorników w pobliżu Mass (Mozy). Dzięki temu z terenu firmy miały zniknąć tony kruszywa, a zbiorniki powstałe między innymi na skutek wydobycia piasku miały zyskać utwardzone dno. Wszystko wyglądało, iż zyska nie tylko firma, ale i środowisko naturalne.

Ekolodzy

Innego zdania byli jednak eksperci z ministerstwa środowiska. Ich zdaniem istnieją obawy dotyczące takiego „składowania” materiałów. Faktycznie, w krótkim okresie czasu (roku), nic zapewne by się nie stało. Niemniej jednak nieznany jest długookresowy wpływ takiego działania na środowisko. Opinie ministerstwa potwierdziły również dwa niezależne organy wydające koncesje na tego typu działania. Odrzuciły one wniosek firmy budowlanej. Sprawa wydawała się więc jednoznacznie zakończona.

 

Najnowsze wiadomości z Holandii, podawane za dziennikarzami Zembla, mówią jednak o niespodziewanym obrocie sprawy. W całą sprawę miał bowiem zaangażować się były minister spraw zagranicznych Niderlandów. Polityk skontaktował przedsiębiorstwo z osobami z kierownictwa Rijkswaterstaat (Dyrekcja Generalna ds. Robót Publicznych i Gospodarki Wodnej). Wtedy stało się coś, co znamy z naszego kraju. Dzień po odrzuceniu wniosku przez organa koncesyjne, rząd zatwierdza identyczny dokument. Wszystko dzieje się „na podstawie zmienionych spostrzeżeń”. Gruz ląduje więc na dnie zbiorników wodnych.

 

Przysługa dla starego kolegi po fachu

Były polityk, pytany o całą sprawę przez dziennikarzy mówi, że pojawiła się „oficjalna przeszkoda na szczeblu administracji wykonawczej”, którą udało się szybko wyjaśnić. On sam zaś zaprzecza temu, jakoby miał wywierać wpływ na Rijkswaterstaat. Dziennikarze wskazują jednak na jeszcze jeden ciekawy aspekt. Obecnie były minister to prezes dużej firmy budowlanej obsługującej wiele intratnych projektów. Jest więc niejako „kolegą po fachu” firmy, która chciała pozbyć się gruzu. Najnowsze wiadomości z Holandii wskazują nawet bliższą relację. Okazuje się bowiem że firma byłego polityka jest nabywcą dużych ilości kruszywa. Kupuje je, jak można się domyślić, od opisywanego tu przedsiębiorstwa. W takiej sytuacji można zaś snuć podejrzenia, że przestój w produkcji ugodziłby w interesy polityka. Ten więc postanowił wykorzystać swoje „stare kontakty”. Wątek ten jednak to na chwilę obecną jedynie niepotwierdzone domysły. Nie wiadomo jeszcze, czy ruszy oficjalne śledztwo w tej sprawie. Wiadomo jednak, że na całej tej sytuacji mogła poważnie ucierpieć przyroda.