Jak wyjść z długów? Zacząć uprawiać konopie

Niedźwiedzia przysługa kochanego rodzica

Pożyczki i raty są dla ludzi. Nie ma w nich nic złego do momentu, w którym mamy pracę i możemy spokojnie spłacać zobowiązania. Gdy jednak nasza stabilność finansowa zostaje zaburzona, zadłużenie zaczyna być balastem, które ciągnie nas w dół. Tak też było z pewną parą z Lieshout, w Brabancji. Holendrzy, by się ratować i móc spłacić swoich wierzycieli postanowili uprawiać konopie. To zaś zaprowadziło ich przed wymiar sprawiedliwości. Sędzia uznał jednak, iż kara im się nie należy.

Kradną prąd

Sprawa wyszła na jaw blisko 10 lat temu. W połowie marca 2012 roku dostawca prądu odnotował pewnego rodzaju zakłócenia w sieci energetycznej Nuenen. Zużycie było większe, niż pokazywała suma okolicznych liczników. Energetycy rozpoczęli więc kontrolę i w ten sposób odkryli „lewe” przyłącza w dwóch szopach na Nieuwe Dijk. W tym samym czasie policja w regionie prowadziła działania przeciwko dilerom i producentom narkotyków. W efekcie informacja o nielegalnych przyłączach biegnących do gospodarskich zabudowań bardzo ich zainteresowała. Doszło więc do nalotu.

 

Stodoły

Pierwsza podejrzana stodoła zawierała trzy pomieszczenia. W dwóch znajdowały się uprawy konopi. W trzecim zaś była prowizorycznie zbudowana instalacja elektryczna oraz beczki z wodą do podlewania krzaczków.
Drugi budynek był podzielony wewnątrz na 4 pomieszczania. W jednym rosły konopie, drugim rośliny kiełkowały i wzrastały. Trzecie stanowiła suszarnia z maszynami do krojenia i pakowania, czwarte to znów centralka elektryczna.  W sumie w obu tych budynkach, oprócz zabezpieczenia sprzętów niezbędnych do uprawy i porcjowania narkotyku, policja zabezpieczyła 1600 dorodnych krzaczków konopi.

 

Małżeństwo

Stodoły te znajdowały się na posesji małżeństwa. 60-letni Holender i jego 38-letnia żona nawet nie starali się zaprzeczać. Powiedzieli, iż założyli plantacje, ponieważ mieli ponad 100 000 euro długu. W toku śledztwa wyszło zaś na jaw, iż w interes ten były zaangażowane dwie inne osoby zajmujące się między innymi dystrybucją.

 

Areszt

Jak można się domyśleć małżeństwo, a także dwójka pozostałych podejrzanych trafiła do aresztu. Z racji jednak tego, iż ludzie ci współpracowali z organami ścigania i sprawa wydała się wyjątkowo prosta, zostali zwolnieni z cel już po 5 dniach.

 

Ugoda

Widząc podejście „farmerów”, prokuratura po ponad roku zdecydowała się nie zgłaszać sprawy do sądu, ale zakończyć ją na podstawie ugody. Wypracowanie porozumienia trwało do października 2016. Głowa rodziny otrzymała karę prac społecznych (120 godzin), a także nakaz zwrotu pieniędzy zarobionych ze sprzedaży narkotyku. Oprócz tego mężczyzna musiał zgodzić się na przepadek mienia w postaci infrastruktury, której używał do uprawy.

Pieniądze

56-latek prace społeczne odrobił, sprzęt oddał, ale pieniędzy nie zwrócił. W efekcie prokuratura rozpoczęła ściganie mężczyzny. W 2018 roku pojawił się przeciw niemu akt oskarżenia. Sprawa trafiła do sądu. Pod koniec 2019 roku przesłuchano świadków. Potem pojawił się COVID i proces merytoryczny rozpoczął się 2 tygodnie temu.

 

Umorzenie

W efekcie sąd miał wydać wyrok po dziewięciu latach i sześciu miesiącach od popełnienia przestępstwa. Obrona chciała więc umorzenia sprawy. Wymiar sprawiedliwości i prokuratura jednak na to się nie zgodzili.

 

Z biegiem lat

Sąd skazał Holendra, ale nie wymierzył mu żadnej kary. Czemu, skoro wina była oczywista? Tu kłaniają się przepisy holenderskiego prawa, które promują szybkie wyroki. Tak, by kara za przestępstwa może nie była najwyższa w Europie, ale była relatywnie szybko wydawana. W przypadku zaś gdy wyrok dotyczy sprawy, która miała miejsce wcześniej niż dwa lata temu, podejrzanym przysługuje obniżony wymiar kary. Tu zaś minęła prawie dekada.
Doszło więc do sytuacji, w której prokurator chciał pół roku więzienia dla pary. W trakcie procesu zmienił to jednak na 240 godzin prac społecznych. Sąd obciął ten wyrok z racji „starości” o połowę i stwierdził, że prace te były już odrobione dobrych kilka lat temu. W efekcie Holendrzy są winni nielegalnej produkcji i sprzedaży narkotyków, ale nie ponoszą za to obecnie żadnej kary. Mogą więc odejść wolno z sądu. Dzięki temu po 10 latach zadłużona para nie musi oddawać pieniędzy z handlu narkotykami i nie ma obaw, iż wpadnie w kolejne długi.