Instytut Praw Człowieka: Prawo do demonstracji zagrożone

Policjanci pacyfikujący protest na Malieveld uniewinnieni

Wracamy do sprawy protestu i blokady autostrady A12. Sprawie tej przyjrzał się Holenderskiego Instytutu Praw Człowieka. Po zapoznaniu się z całą sytuacją uznał on, iż prawo do demonstracji w Królestwie Niderlandów jest poważnie zagrożone. Jak to możliwe, skoro pozwolono ludziom zablokować autostradę i policja początkowo nie interweniowała?

Powodem owego zagrożenia nie są setki demonstrujących, którzy przyklejali się do autostrady lub przykuwali do barierek. Instytut widzi poważne niebezpieczeństwo w zatrzymaniu działaczy klimatycznych i nie chodzi tu bynajmniej o sytuację, w której po tym jak policja nawoływała do opuszczenia drogi, przyklejeni do asfaltu ekolodzy nie ruszyli się z miejsca.

 

Raport

Instytut w swoim raporcie stwierdził: „Rząd musi ułatwiać przeprowadzanie demonstracji. (…) Używanie instrumentów prawa karnego w celu zapobieżenia organizacji demonstracji to niezwykle poważny środek, który niełatwo uzasadnić”. Eksperci zaznaczyli również, iż wydaje się, że władza stosuje tu dwa standardy. Jeden ostrzejszy w stosunku do aktywistów klimatycznych, drugi bardziej liberalny w przypadku Farmers Defence Force, czyli rolników niezgadzających się z polityką azotową rządu.

 

O co chodzi?

O co w tym wszystkim chodzi? O działanie prokuratury. Dwa dni przed zablokowaniem autostrady holenderska prokuratura zdecydowała się aresztować ośmiu działaczy Extinction Rebellion. Za kraty trafiły osoby, które wzywały ludzi do wyjścia na ulicę i przyłączenia się do blokady. Prokuratura uznała te nawoływania jako „niebezpieczne i destrukcyjne”, zagrażające porządkowi publicznemu. W efekcie owa ósemka usłyszała zarzut prowadzenia działalności wywrotowej i trafiła do cel.

 

W białych rękawiczkach

W odróżnieniu jednak do, np. Rosji czy Białorusi ludzie ci nie zniknęli. Nie siedzą również nadal za kratami. Zostali zwolnieni po przesłuchaniu. Otrzymali oni jednak zakaz obszarowy, który sprawił, iż nie mogli się pojawić w miejscu demonstracji.

 

Efekt paraliżujący

Dla instytutu to działanie było właśnie przekroczeniem cienkiej granicy. Uznano, że wstępne aresztowania mogą mieć „efekt paraliżujący”. Innymi słowy, uniemożliwiły one owej ósemce skorzystanie z prawa do wolności i pokojowego protestu, wolności, która tak silnie zakorzenione jest w holenderskim prawodawstwie.

 

Oprócz tego Instytut miał również zastrzeżenia do setek aresztowań po demonstracji. Naukowcy wskazują, iż organy państwa mają do tego absolutne prawo, ale gdy ma miejsce przestępstwo, czyli pojawia się przemoc lub wandalizm. Blokada ruchu, nawet na autostradzie, się pod to nie zalicza. Tymczasowe blokowanie ruchu zostało bowiem uznane przez Europejski Trybunał Praw Człowieka za dopuszczalną formę demonstracji. Niemniej jednak w tej kwestii naukowcy rozumieją działania władz dotyczące usunięcia protestujących. Wszystko dlatego, iż ogromne znaczenie ma tu uciążliwość.

Za karygodne uznano także zatrzymanie dwóch dziennikarzy relacjonujących protest.

 

Jak daleko może sięgać wolność?

Czyżby więc wolność i demokratyczne prawo było w Holandii zagrożone, czy władza, dopuszczając, się takich akcji, bada, gdzie jest granica? Instytut jeszcze nie bije na alarm. Wskazuje jednak, iż władza balansuje na granicy tego co jej wolno, a czego nie wolno robić.
A jak Waszym zdaniem, taka blokada autostrad to dopuszczalna forma protestu, czy ekolodzy posuwają się za daleko?

 

Źródło: Nu.nl​