Indianie w Rotterdamie?

W Rotterdamie najprawdopodobniej koczowisko urządziło sobie plemię Siuksów lub Apaczów. Jak inaczej bowiem wytłumaczyć sytuację, w której w jednej z dzielnic miasta ktoś poluje z łukiem na ptactwo wodne?

Kawaleria na tropie

Jeśli porównujemy Holandię do dzikiego zachodu, to policja będzie na pewno kawalerią, która przyjeżdża na swoich rumakach chronić biednych i pokrzywdzonych przed zakusami podstępnych Indian, którzy tylko czyhają, by oskalpować bezbronnych mieszkańców. Tym razem ich tropiciele wpadli na ślad indiańskich myśliwych, którzy grasowali w krainie wysokich betonowych wigwamów i setek małych rzek.

 

Słaby łowca

Według kawalerzystów poszukiwany łowca jest początkującym albo bardzo słabym myśliwym. Świadczą bowiem o tym jego ofiary. Upolowane „orły”, o małych krzywych nóżkach i zielono żółtych główkach, nie tylko nie dały się złapać, ale dalej przemierzały prerię ze strzałami wbitymi w pierś. Coś, co nie udało się Indianinowi, udało się jednak ludziom w niebieskich mundurach. Złapali oni zwierzęta i zabrali je do mądrego z mądrych, co wiedzę w wielkim świecie zdobywał, profesora Poelslaana w Rotterdamu, który zwierzęta te niczym drób własny na swojej farmie chować i doglądać będzie.

 

Służby w Rotterdamie szukają „Indianina”, który za pomocą łuku polował na kaczki na jednym z kanałów.

 

Osadnicy

Za łowczym wystawiono list gończy. Jako że jednak przestępstwa wielkiego nie popełnił, tylko jako żyw przed sądem stawić się może. Szeryf jednak sam na tak wielkiej prerii wytropić go nie zdoła. Toteż wszystkich mieszkańców prosi, by za pośrednictwem telegrafu, gołębia lub innych możliwych środków do lokalnych porządkowych się zgłosiwszy, wszelkie posiadane informacje o czerwonoskórym przekazali.

 

Według szeryfa Indianin mógł używać małego luku bądź kuszy, gdyż strzała dość krótka była. To nie pierwszy przypadek, gdy ptaki na prerii celem łowców się stają. Jakiś czas temu kłusownicy, by pewność mieć iż zwierzęta posiądą, z harpunem się na nie nad rzeką zasadzili. Inne plemiona zaś w tropieniu lepiej wyszkolone, młode okazy z gniazd podbierały. Wszystko by na handel i strawę za morze paciorków wymienić.