Holendrzy zastraszają polskich lokatorów
Wyjazd do pracy, do Holandii wiążą się często z wieloma wyrzeczeniami. Nasi rodacy godzą się na złe warunki mieszkaniowe, tylko po to by było jak najtaniej i jak najwięcej pieniędzy przywieźć do kraju. Gdy jednak wielu z nich postanawia zostać w Niderlandach na stałe, często zaczynają się schody.
Nowe życie
Spora część polskich obywateli po wielu turach wyjazdów zarobkowych do Holandii, postanawia zostać w tym kraju na stałe. Decyzja ta podyktowana jest czasem lepszym standardem życia w Niderlandach, innym razem poznaniem tam ukochanej osoby. Niezależnie jednak od motywacji wszystko na początku skupia się na jednym i tym samym problemie, czyli znalezieniu własnego "M".
Wynajęcie własnego mieszkania w Niderlandach nie należy do rzeczy prostych i łatwych. W wielu artykułach pisaliśmy już o tym, że w krainie tulipanów brakuje mieszkań. To zaś powoduje, że ceny na rynku wtórnym są bardzo wysokie. Często wręcz zaporowe dla wielu naszych rodaków. Kwestie języka i formalności możemy nawet tutaj pominąć, ponieważ większość ludzi decydujących się na stale osiedlenie w Niderlandach, mówi już po holendersku, ewentualnie sprawnie posługuje się językiem niemieckim lub angielskim. W końcu jednak po długich poszukiwaniach udaje się wynająć własne, wymarzone cztery kąty. Czasem jest to mała kawalerka, innym razem tylko jeden duży pokój, ale w końcu jest się na swoim.
Zaczynają się problemy
Podczas poszukiwania własnego "M", Polacy bardzo często padają ofiarami nieuczciwych gospodarzy. Na pierwszy rzut oka wszystko jest idealne. Mieszkanie jest może małe i ciasne, ale widać, że jest świeżo po remoncie. Nowe meble i biel dopiero co pomalowanych ścian cieszy i napawa dumą. Niestety tylko przez kilka miesięcy.
Bardzo szybko okazuje się, że sen o idealnym mieszkanku pryska jak bańska mydlana. Meble okazują się najtańszymi bublami, które może ładnie wyglądają, ale prawie że natychmiast się psują. Z białych ścian zaczynają odchodzić płaty farby, ukazując zamaskowanego grzyba powstałego na skutek zaciekania muru. Co więcej, niskie opłaty za media i faktury pokazywane przez właścicieli dotyczące zużycia gazu, tyczyły się najprawdopodobniej pustego mieszkania, ponieważ koszty ogrzewania i prądu są nieraz nawet dwa razy wyższe od szacowanych.
Koszmarne warunki, niezgodności z umową, agresywni właściciele i próby zastraszania, to codzienność wielu Polaków wynajmujących mieszkania w Holandii.
Miało być tak pięknie a wyszło jak zawsze
W tym momencie okazuje się, że mieszkańcy po prostu zostali nabici w butelkę. Mieszkanie zaś nie tylko nie spełnia standardów, ale często na skutek grzyba i pleśni zagraża zdrowiu i życiu. Co można wtedy zrobić? Zwrócić się do wynajmującego by obniżył czynsz lub opłacił porządny remont. Przynajmniej w teorii.
Brutalna praktyka
Jak wspomina mieszkająca w małej miejscowości koło Rotterdamu, pani Joanna, zwrócenie uwagi właścicielowi było najgorszym, co mogła zrobić.
„Znam dość dobrze holenderski, mówię też po angielsku. Podczas podpisywania umowy dobrze dogadywałam się z około 45-letnim wynajmującym. Był miły, przyjazny. Gdy zaś poszłam do niego w kwestii ewentualnego remontu, zmienił się w potwora. Nawrzeszczał na mnie, że rozchwiałam stolik, a pleść to pewnie moja wina. Mieszkanie było przecież czyste. On nie obniży mi czynszu, a jeśli mi się nie podoba, mogę się natychmiast wyprowadzić. Najlepiej pod most, bo on powie wszystkim w okolicy, jaka jestem i nigdzie nie znajdę mieszkania”.
Takie historie są normą. Wielu właścicieli, gdy lokatorzy zaczynają się skarżyć na warunki, nie tylko nie uwzględnia ich racji, ale też jawnie im grozi.
„Właściciel - Turek, powiedział, że mam się przestać awanturować i ładnie płacić zapisany w umowie czynsz. W przeciwnym razie przyjdzie do nas z kolegami i „posprząta” mieszkanie z naszych rzeczy. Jeśli zaś będziemy się stawiać, może zdarzyć się jakiś wypadek”, wspomina Tomek, który mieszkał w wynajętym ze swoją dziewczyną i dwójką znajomych, mieszkaniu w Hadze.
Bezsilność
Takie patologie to skutek zaburzeń rynku mieszkaniowego w Holandii. Problem w tym, iż w największym stopniu dotykają one obcokrajowców. Holender w takiej sprawie pójdzie na policję, złoży zeznania. W przypadku Polaków, Bułgarów czy innych przybyszy z Europy Wschodniej nie jest to tak proste.
„Chcieliśmy iść z tym na policję, ale kto uwierzy Polakowi, który ledwo mówi po niderlandzku” przyznaje Tomek.
Ludzie są więc często postawieni pod ścianą. Wielokrotnie nie mogą nawet rozwiązać niekorzystnej dla siebie umowy, ponieważ drobne druczki, czy odwołania do holenderskich przepisów sprawiają, że wypowiedzenie obarczone jest wysokimi karami umownymi. Pozostaje więc jedynie jakoś egzystować do końca umowy, a potem szukać czegoś nowego.
Środki ostrożności
Nie ma jednej sprawdzonej metody pozwalającej nam się uchronić przed tym problemem. Istnieje jednak kilka sposobów, by znacznie zmniejszyć ryzyko oszustwa. Pierwszym z nich jest szukanie mieszkań tylko u znanych, szanowanych pośredników. Dzięki temu możemy mieć pewność, że rozmawiamy z prawdziwą firmą, a nie bandziorem, który chce dorobić. Po drugie czytamy umowę. Jeśli czegoś nie jesteśmy pewni, nie podpisujmy. Warto również wydać kilkadziesiąt euro i udać się z dokumentem do polskiego radcy prawnego w Holandii. Dzięki jego analizie unikniemy niekorzystnych dla nas zapisów. Można też zdać się na znajomych. Wielu wracających do kraju z Holandii może polecić mieszkania do wynajęcia. Ich praktyczna wiedza staje się więc bezcenna. Najważniejsze jednak to pamiętać, iż podejrzanie niska cena nie bierze się znikąd.