Holendrzy umierają w samotności
Ostatnio w niderlandzkich mediach pojawiła się informacja o tym, iż włoska policja odnalazła w domu jednorodzinnym w Prestino zmarłą, 70-letnią kobietę, która miała nie żyć od dwóch lat. W efekcie media nazwały zmarłą Marinellę Berettę uosobieniem samotności. Przy tym wszystkim zapominając jednak o tym, iż niderlandzkie pojęcie prywatności już nie raz doprowadziło do dużo gorszych odkryć.
Włosi zapewne przez lata nie wiedzieliby o śmierci kobiety, gdyby nie drzewo przed jej domem. Te bowiem zaczęło grozić upadkiem, dlatego też z 70-latką starali się skontaktować pracownicy służb miejskich. Kobieta jednak nie otwierała. Do domu zapukali więc policjanci. Gdy i im kobieta nie otwarła drzwi, zdecydowali się wejść do środka. Mundurowi, będąc już w budynku, odnaleźli wyschnięte ciało zmarłej. Wydarzenie to wywołało potężną dyskusję na temat samotności we Włoszech. Mieszkańcy tego pięknego kraju są wstrząśnięci tym co się stało i nie rozumieją, jak sąsiedzi mogli być tak obojętni.
Holenderskie rekordy
Sprawę tę pochwyciły również holenderskie media zastanawiając się, jak kobieta mogła pozostać sama bez opieki tak, iż nikt nie zauważył, że zmarła. Z drugiej jednak strony mieszkańcy Niderlandów nie są w tej kwestii „święci”. W krainie tulipanów miały miejsce dużo bardziej makabryczne przypadki.
W 2014 roku, w jednym z mieszkań w Amsterdamie odnaleziono ciało 67-letniego mężczyzny. Sekcja zwłok wykazała, iż człowiek ten nie żył już od trzech lat. Czyli więcej niż we Włoszech. Smutną rekordzistką samotności jest jednak 74-latka z Rotterdamu. Ciało kobiety znaleziono w mieszkaniu, w 2013 roku. Ludzie wchodząc do jej domu musieli przebić się przez dosłownie górę nieodebranej korespondencji wrzucanej przez otwór na listy w drzwiach. Gdy służbom udało się przejść przez tę przeszkodę, odnaleźli zmumifikowane ciało zmarłej. Stan zwłok nie pozwolił dokładnie określić daty śmierci. Patolodzy wskazują jednak, iż kobieta nie żyła co najmniej od 10 lat.
Technika i niderlandzka powściągliwość
Jak to się stało, iż nikt nie wiedział w Holandii o śmierci tych osób? Odpowiedź jest prosta. To wszystko z racji techniki i natury Holendrów. Nowoczesne rozwiązania pozwalają na wykonywanie zleceń stałych, kiedy to z konta płatnika pobierane są pieniądze na wszelkie opłaty. Z rozwiązania tego korzysta w Holandii wielu emerytów, by nie musieć chodzić na pocztę czy do okienek kasowych w banku. Ludzie ci otrzymują również emeryturę na konto. Dzięki temu pieniądze cały czas napływają. Bank automatycznie pokrywa opłaty. Mieszkania nie odwiedzi więc ani komornik, ani przedstawiciel gazowni.
Drugą kwestią jest zaś prywatność, która dla Holendrów jest święta. Wielu z nich, mimo iż w teorii mieszka we wspólnocie lokalnej to w rzeczywistości nie jest jej częścią. Ludzie są skupieni na sobie, a znajomość z sąsiadami ogranicza się często do zdawkowego dzień dobry, gdy mijają ich na ulicy. Nikt więc nie zastanawia się co słychać w domu obok. Ba, dla niektórych byłoby to nawet niemoralne wścibstwo. W efekcie więc, gdy dodamy do tego zabieganie związanie z pracą, wychowaniem dzieci okazuje się, iż Holendrzy przez lata nie zwracają uwagi na to, iż nie widzą swoich sąsiadów.
Jeśli więc, mówiąc brutalnie, nic nikomu nie śmierdzi, nie wiedzą, iż coś się stało.
Źródło: Nu.nl