Holendrzy nadal śmiecą na potęgę.

Miało być pięknie, a jest jak zawsze. Styczny plan ograniczenia produkcji śmieci do minimum nadal jest tylko szczytnym… planem. Choć trzeba przyznać, iż w niektórych gminach wszystko zmierza ku dobremu.

100 kilogramów

Plan, by w przyszłym roku statystyczny Holender produkował tylko 100 kg odpadów w ciągu 12 miesięcy, jest raczej tylko pobożnym życzeniem. Na chwilę obecną jedynie 71 z 355 gmin zamierza zebrać od swoich mieszkańców tak małą ilość wytworzonych przez nich śmieci. W pozostałych przypadkach można mówić o średniej krajowej wynoszącej 151 kg odpadów i resztek. Dane te podało w poniedziałek Biura Statystycznego i Rijkswaterstaat.

 

W dużych miastach gorzej

Co ciekawe, regiony deklarujące, iż ich mieszkańcy powstrzymają się od nadmiernego śmiecenia i produkcji dużej ilości resztek organicznych, to głównie gminy z małymi miasteczkami czy wsiami. W przypadku dużych skupisk miejskich, powyżej 100 000 mieszkańców sytuacja wygląda dużo gorzej niż podana 151-kilogramowa średnia. W największych metropoliach na mieszkańca przypadać może bowiem nawet blisko 250 kg odpadów. Co ciekawe niektórzy eksperci zauważają i tak, że całe te badania opatrzone są dużą luką. Wszystko dlatego, że dane te nie zawierają tak zwanych odpadów wielkogabarytowych i śmieci "firmowych". To zaś oznacza, iż wszystkie odpadki żywności czy opakowania po jedzeniu, jakie Holender wyrzuci do śmieci w pracy, nie wchodzą do jego sumy odpadów.

 

Pomysłowe metody

Nie wszędzie jest jednak tak źle. W coraz większej ilości gmin sami mieszkańcy chętniej dzielą śmieci na szkło, plastik, papier i materiały organiczne. Produkują w ten sposób może nie mniej śmieci, ale skuteczne ułatwiają ich recycling.

Istnieją jednak miejsca, gdzie ludzie faktycznie są oszczędni, między innymi w trosce o swój portfel. Gminy Reusel-De Mierden i Horst aan de Maas zastosowały dość ciekawą metodę. Zakład oczyszczania miasta odbiera od tamtejszej ludności posegregowane odpady. Ale to nie wszystko, mieszkańcy muszą zapłacić za każdy worek lub kilogram odpadów resztkowych (biologicznych). Ludzie nie chcą więc narażać się na dodatkowe koszty, stają się bardziej rozważni. Gospodarują oszczędniej i wyrzucają mniej zepsutej żywności czy innych niepotrzebnych już produktów spożywczych. Wszystko po to, by w zaoszczędzić kilkanaście euro.

 

Niestety działania tego typu to pojedyncze przypadki. Większość społeczeństwa raczej nie jest przychylna dodatkowym opłatom za śmieci. Wszystko wskazuje więc, iż szczytny plan redukcji ilości odpadów do wspomnianych na początku ledwie 100 kilogramów, będzie trzeba odłożyć na następne lata.