Holenderski pirat prawie jak Jack Sparrow
Nie miał opaski na oku, drewnianej nogi i haka zamiast ręki. Bez problemu 34-letniego Holendra można jednak nazwać piratem. Czemu? Mieszkaniec Królestwa Niderlandów wybrał się do Belgii. W krainie czekolady nie miał jednak gdzie spać, więc zdecydował się ukraść jacht w Leuven.
Takie korsarskie przejęcie jednostki nie mogło jednak zakończyć się sukcesem. Czasy już nie te, obecnie piratów, jak i sprawców innych przestępstw, się nie wiesza. Kara Holendra jednak nie minie, tym bardziej, iż prawowity właściciel jednostki stwierdził, że przybysz z kraju sąsiada wyrządził na jego jednostce szkody na wysokość 21 tysięcy euro.
Cynk od sąsiada
Jak przekazał Belg, niedawno kupił sobie nowy, luksusowy jacht. Jednostka ta była zacumowana przy nabrzeżu, nieopodal łodzi mieszkalnej jego znajomego. To właśnie ten człowiek spostrzegł, iż na łodzi przyjaciela jest pewien ruch. Ruch, po którym jacht odbił i wypłynął z mariny.
Jak przekazał właściciel jednostki belgijskim mediom, nagle zadzwonił jego portowy sąsiad z informacją, iż jego nowiutka łódź zniknęła.
Poszukiwania
Kilka chwil później Belg był już przy nabrzeżu, gdzie powinna być zakotwiczona jego jednostka. Tej jednak nie było. Na szczęście „pirat”, który ją porwał, nie odpłynął zbyt daleko. Belgowi udało się ją dojrzeć na wodzie około 300 metrów dalej. Na pokładzie ktoś wyraźnie się poruszał. Nie było więc możliwości, iż źle przywiązany jacht sam zdryfował poza marinę.
Abordaż
Prawowity właściciel statku postanowił odzyskać swoją własność. Z pomocą innych osób na nabrzeżu dotarł w pobliże swojego jachtu i wszedł w dialog z piratem. Człowiek na pokładzie na wieść o tym, iż rozmawia z właścicielem jednostki, stwierdził, iż „czyści jego łódź”. Wymiana zdań trwała jeszcze chwilę i była przede wszystkim formą fortelu. W tym czasie bowiem kolega Belga postanowił dokonać abordażu na pokład jachtu i przejąć jednostkę.
Policja
To się udało, mężczyzna dostał się do steru i przejął kontrolę nad jachtem. Zaraz po tym przy żaglówce pojawiła się policja, która zabrała pirata na komendę, gdzie zamienił koję na prycze w celi.
Jak wskazuje właściciel, pirat nie tylko przywłaszczył sobie jego łódź, ale również dobytek na niej. Gdy policja ściągała go z pokładu miał na sobie koszulkę i spodnie Belga. Holender wydawał się być również pod wpływem alkoholu. Teoria ta szybko się potwierdziła, gdy gospodarz jednostki zszedł pod pokład. Tam okazało się, iż pirat wypił cały zapas piwa (bo rumu na pokładzie chyba nie było), opróżnił też spiżarkę, przygotowując jedzenie i uszkodził instalację elektryczną. To ostatnie to najprawdopodobniej efekt nieudanych prób uruchomienia silnika. W efekcie wstępne szkody, jakie wyliczył właściciel jachtu, opiewają na 21 tysięcy euro. Do tego dojdzie zapewne jeszcze włamanie i kradzież. Jak więc widać piractwo nie popłaca.
Źródło: Nu.nl