Holenderski lekarz zawodem podwyższonego ryzyka
Lekarz pierwszego kontaktu, lekarz rodzinny to postać, która powinna budzić zaufanie i szacunek u swoich pacjentów. Tak powinno to wyglądać przynajmniej w teorii. Praktyka w Holandii pokazuje jednak zupełnie coś innego.
Według badań, jakie przeprowadziła jedna z Holenderskich gazet – Trouw, wraz z InEen- narodowym stowarzyszeniem lekarzy rodzinnych, obraz lekarza pierwszego kontaktu w Niderlandach wygląda zupełnie inaczej. Zamiast szacunku duży odsetek personelu „obdarowywany” jest wszelkiej maści inwektywami i nie tylko nimi.
Rzetelne badania
Badania przeprowadzone dzięki pomocy InEen, pozwoliły na wysłanie kwestionariuszy ankiety do praktycznie wszystkich 50 centrów regionalnych. Te zaś rozpropagowały ankietę pośród poszczególnych lekarzy w przychodniach. W efekcie w badaniu uczestniczyła grubo ponad połowa wszystkich lekarzy pierwszego kontaktu, pracujących w Holandii.
Przemoc fizyczna i werbalna
Jak pokazują wyniki ankiet, jeden na trzech lekarzy pierwszego kontaktu w królestwie tulipanów miał w ciągu ostatniego roku pacjenta, który zastosował przemoc fizyczną w stosunku do niego lub do jego asystenta. Co drugi zaś wskazuje, że średnio raz na tydzień trafia mu się sytuacja, w której narażony jest na przemoc słowną przez telefon lub media społecznościowe.
Praca pod ciągłą presją
Praca lekarza pierwszego kontaktu to ciągłą presja. Tak uważa 6 na 10 lekarzy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby to obciążenie psychiczne dotyczyło wagi zawodu, troski o życie i zdrowie pacjenta. Problem jednak w tym, iż obciążenie to wynika z zagrożenia przemocą, którą lekarze odczuli w ciągu swoich ostatnich 5 lat pracy. Do najczęstszych sytuacji medycy zaliczają groźby w stosunku do nich, mówiące o tym, iż dany pacjent wróci do szpitala/przychodni i robi porządek z tą „hołotą”. Podobne wpisy trafiają również bardzo często na skrzynki pocztowe i profile w mediach społecznościowych lekarzy. Wiele z nich dotyczy nie tylko samych doktorów, ale również ich bliskich. Takie przypadki mają miejsce w całym kraju. Nie ma znaczenia, czy jest to duża klinika, czy mały, prowincjonalny gabinet lekarski.
Praktycznie 60% lekarzy pierwszego kontaktu obawiało się o swoje życie i zdrowie z racji pogróżek i fizycznych ataków leczonych przez siebie pacjentów.
Roszczeniowi pacjenci
Taka sytuacja wynika w dużej mierze z niezrozumienia holenderskiego systemu opieki zdrowotnej przez samych pacjentów. Ludzie ci wiedzą bowiem, że lekarz pierwszego kontaktu jest dostępny w ramach zwykłej opieki, standardowego ubezpieczenia. Niemniej jednak nie jest on pogotowiem i nie działa 24 godziny na dobę. Jeśli jest to grypa, czy przeziębienie lekarz powie co zrobić przez telefon i poprosi o to, by przybyć do gabinetu następnego dnia. Inną kwestią sporną jest to, iż wielu uważa, że on wyleczy ich ze wszystkiego. Lekarz pierwszego kontaktu-rodzinny, to pewnego rodzaju brama do systemu opieki zdrowotnej w Niderlandach. Dlatego też bardzo często, zamiast leczyć, wysyła on do specjalistów z określonych dziedzin. To zaś wielu nerwowych pacjentów traktuje jako spychologię i to, że medyk nie chce zajmować się chorym.
System naczyń połączonych
Problemy i narzekania na lekarzy pierwszego kontaktu biorą się również z tego, iż wielu chorych, musi czekać w długich kolejkach. Jest to efekt małej ilości nowych lekarzy, którzy postanawiają zostać lekarzami ogólnymi. Z drugiej strony jednak opór przed tą pracą jest zrozumiały. Zwłaszcza gdy medyk ten jak żaden inny narażony jest na zniewagi oraz fizyczne i słowne ataki na jego osobę.