Holenderscy cywile szykują się na najgorsze
Społeczeństwo Królestwa Niderlandów w ostatnim czasie wręcz hurtowo wykupywało ze sklepów zestawy ratunkowe. Popyt na takie pakiety przetrwania jest tak duży, iż sprzedawcy nie nadążają z obsługą zamówień, a magazyny zaczynają powoli świecić pustkami. Czemu Holendrzy nagle tak rzucili się do sklepów? Czy czegoś się boją?
Koniec sielanki
Sytuacja w Europie jest napięta. Nie jest to jednak żadne novum. Od momentu rosyjskiej inwazji na Ukrainie, Unia Europejska zaczęła sąsiadować z krajem, na którego terytorium toczy się pełnoskalowa wojna. Do tego dochodzi jeszcze zaostrzający się konflikt na Bliskim Wschodzie i podwyższony w ostatnich miesiącach stopień zagrożenia terrorystycznego. Mimo to jednak prawdopodobieństwo, iż kraina tulipanów zostanie nagle zaatakowana z wody, morza czy powietrza jest nikłe.
Zdaniem jednak niderlandzkich wojskowych okres sielanki się skończył. Powiedział o tym głośno, wygłaszając swój apel do narodu, szef Komitetu Wojskowego NATO adm. Rob Bauer.
Bezpieczni, ale przygotowani
Admirał stwierdził, iż Holendrzy mimo, iż są obecnie względnie bezpieczni, to powinni być przygotowani na konflikt i zaopatrzyć się w niezbędny sprzęt. „Musicie mieć w domu wodę, radio na baterie i latarkę na baterie. Dzięki temu można przetrwać pierwsze 36 godzin” – powiedział wojskowy, dodając, iż „Czas odwracania wzroku minął, musimy być przygotowani na konflikt”.
Szturm
Po tych słowach nastąpił szturm na sklepy, w tym te internetowe. „Po tym, jak szef Komitetu Wojskowego NATO admirał Rob Bauer zaapelował, by obywatele byli przygotowani na konflikt zbrojny i zaopatrzyli się w wodę, latarki i radio na baterie, w sklepach oferujących w Holandii zestawy ratunkowe wyczerpują się zapasy" – pisali dziennikarze De Telegraaf, cytowani przez Onet.pl.
Faktycznie ze sklepów znikają pakiety baterii, ładowarki solarne, czy zwykłe radia tranzystorowe na baterie. Jak zauważają sklepikarze, zwiększył się również popyt na sprzęty bardziej specjalistyczne, w tym całodzienne, kompletne racje żywnościowe, małe kuchenki turystyczne, czy zestawy do filtrowania i odkażania wody. Znikają też koce ratunkowe. W niektórych sklepach regały z tego typu asortymentem zaczynają już świecić pustkami.
Nie tylko na wojnę
Admirał wspominał tu o możliwości konfliktu zbrojnego. Zestawy te mogą przydać się jednak nie tylko w takiej sytuacji. Przykładowo władze naszego zachodniego sąsiada zalecają posiadanie w domu zapasów jedzenia i wody na kilka dni. Nie ma to nic związanego z potencjalną inwazją. Starczą inne niespodziewane zjawiska pogodowe by ludzie nagle zostali, np. bez prądu na dużym obszarze. W takiej sytuacji często nie tylko nie działa płyta indukcyjna. W sklepach nie działają również kasy. Nie można więc kupić jedzenia. W skrajnych zaś przypadkach pracy mogą też odmówić pompy tłoczące wodę na wysokie piętra. W takiej sytuacji kilka butelek wody, parę konserw może sprawić, iż nie będziemy chodzić głodni. Warto więc o tym pomyśleć nawet u nas nad Wisłą.
Źródło: Onet.pl