Holandia odpowiada za to, co się dzieje w Syrii

Holenderska opinia publiczna nie otrząsnęła się jeszcze z informacji o nalocie ich maszyn, w którym zginęło 70 osób, a tu kolejny cios. Tym razem wyprowadził go ambasador Stanów Zjednoczonych w Holandii. Dyplomata wini Królestwo Niderlandów za obecną sytuację w Syrii.

Według amerykańskiego polityka Pete’ra Hoekstra, Holandia jest częściowo odpowiedzialna za chaos, jaki ma miejsce obecnie w północnej Syrii. Władze Niderlandów mają więc również na rękach krew dziesiątek Kurdów, którzy zginęli broniąc swoich domów podczas tureckiej interwencji. Czemu? Według ambasadora Ameryka nadal chciała, by Holandia aktywnie uczestniczyła w stabilizowaniu sytuacji w Syrii.

 

Efekt domina

Amerykański polityk zarzuca Holendrom to, że ich armia opuściła Syrię. To miało rzekomo zapoczątkować efekt domina, który spowodował, iż również inni sojusznicy w walce z islamskim kalifatem opuścili ten obszar. Dyplomata zakłada, że wojska Królestwa Niderlandów wyszły z Syrii ponieważ błędnie uznały, iż nie ma tam już niebezpieczeństwa, a „zło” pokonano.

 

W rzeczywistości wycofanie się holenderskiej armii, której oddziały działały na terenie wschodniej Syrii w latach 2016-2018, miało nieco inne podłoże.

Lotnictwo, jako jedyne spośród wszystkich rodzajów wojsk Królestwa brało udział w walkach przeciw ISIS. Holenderscy piloci na swoich F 16 wykonali dziesiątki misji bojowych, bombardując pozycję Państwa Islamskiego, przyczyniając się tym bezsprzecznie do zwycięstwa. Musieli oni jednak opuścić przestrzeń powietrzną nad Syrią, ponieważ politycy zafundowali im nowe „zabawki”. Wkrótce do Holandii trafią maszyny F 35, na które to muszą przeszkolić się niderlandzcy piloci i obsługujący je personel naziemny.

 

Za zgodą

Holenderskie wycofanie się z działań w basenie Morza Śródziemnego uzgodniono z międzynarodową koalicją pod przywództwem Stanów Zjednoczonych. Odbyło się więc za zgodzą i akceptacją polityków spod gwiaździstego sztandaru. Tym samym Amerykanie zakończyli współpracę wojskową z Holandią dotyczącą Syrii. Współpracę i tak mocno okrojoną, ponieważ dyplomacja USA cały czas zabiegała, by Niderlandy wysłały w rejon konfliktu swoje jednostki naziemne. Na to jednak zgody nie wydał holenderski parlament.

 

Bez zgody

Rodzi się więc pytanie, dlaczego tak nagle amerykański ambasador obwinia Holandię za to co stało się w Syrii? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Nikt nie lubi być odpowiedzialny za śmierć cywili i za atak na praktycznie bezbronną ludność cywilną. Do takiego ataku doszło zaś po tym, jak kilka dni temu z Syrii, bez uzgodnienia tego z międzynarodową koalicją, praktycznie w trybie ekspresowym wycofali się Amerykanie. Świat patrzył na to zdumiony, by po chwili zobaczyć, jak turecka armia atakuje w tym rejonie Kurdów. Byłych sojuszników USA w walce z ISIS, a teraz zostawionych na pastwę losu. Pomimo, iż między innymi dzięki dyplomacji Europy i Stanów Zjednoczonych po kilku dniach walk doszło do zawieszenia broni, to i tak niesmak pozostał. Okazało się bowiem, że USA, kraj ostoja demokracji i wolności, zdradza z dnia na dzień swoich sojuszników i pozostawia ich bez pomocy w potrzebie.

W takiej sytuacji, gdy Stany tracą renomę i zaufanie na arenie światowej, wielu polityków stara się łagodzić skutki swoich niefortunnych działań. Jednym z nich jest tak zwane „rozmywanie odpowiedzialności”. To, wręcz dziecinne zachowanie. Polega na pokazaniu, iż „to nie ja jestem winny, a my wszyscy”. USA zostało niejako zmuszone do swoich działań, ponieważ to właśnie Amerykanów już wcześniej opuścili ich sojusznicy.

 

Dziś Kurdowie jutro Polacy

 

Przysłowiowe mleko jednak już się rozlało, a sytuację w Syrii raczej długo będzie wypominana Amerykanom. Co więcej, niektórzy politycy patrząc na działania prezydenta Trumpa uważają, iż w imię partykularnych interesów Stany, jeśli zajdzie taka potrzeba, zdradzą równie łatwo Warszawę. Obecny przywódca tego kraju nie podchodzi do spraw ideowo. Działa jak typowy biznesem, który szybko wycofuje się z działań, na których może stracić. Czy jednak można się dziwić pragmatyzmowi głowy państwa, skoro był on genialnym przedsiębiorcą?