Historyczny strajk Holendrów, jedyny taki w Europie
W niedzielę i w poniedziałek w wielu miejscach Królestwa Niderlandów odbywały się uroczystości, podczas których to władze lokalne składały wieńce pod pomnikami nawiązującymi do II Wojny Światowej. Dla wielu obcokrajowców wydarzenia te były nieco dziwne. Koniec lutego nie kojarzy się z żadnym świętem państwowym, ani wyzwoleniem. Dla Holendrów jednak wydarzenia mające miejsce 25 i 26 lutego 83 lata temu są bardzo ważne, stanowią bowiem jeden z przykładów ich bohaterstwa wobec najeźdźcy. Naród postanowił bowiem zorganizować strajk.
1941
W 1941 roku Królestwo Niderlandów znajdowało się już pod okupacją III Rzeszy. 22 i 23 lutego owego roku przez Amsterdam przetoczyła się fala nalotów. Nie zorganizowało jej jednak Luftwaffe, a gestapo i nazistowskie służby bezpieczeństwa, co było równie zabójcze w skutkach. Niemcy szukali bowiem Żydów, wyciągali z domów męskich przedstawicieli tego narodu, by następnie zgromadzić na Jonas Daniël Meijerplein. Później zabrano ich w nieznane Holendrom miejsce. Dopiero po pewnym czasie stało się jasne, że trafili oni do obozu Mauthausen w Austrii, gdzie większość z nich zginęła.
Szok
Mieszkańcy stolicy, będący świadkami nalotów, byli w szoku. Mimo iż zostali podbici przez nazistów, brali ich za ludzi cywilizowanych. Lutowa akcje jednak temu przeczyła. Amsterdamczycy widzieli potworną, wręcz zwierzęcą brutalność okupantów. W efekcie 24 lutego część urzędników miejskich, zaczęło rozważać, czy nie zorganizować strajku, demonstracji sprzeciwu wobec brutalności Niemców, na Noordermarkt.
25 lutego
Pomysł spodobał się ludziom i zapadła decyzja. 25 stycznia ludzie mieli zastrajkować i przerwać pracę w geście sprzeciwu. Holenderskie podziemie jeszcze tego samego wieczoru gdy powstał pomysł (24 lutego), rozprowadziło ulotki informujące o proteście.
W efekcie rankiem 25 lutego tramwajarze wstrzymali pracę, co dało sygnał innym robotnikom i urzędnikom. Pracy odmówili stoczniowcy i wiele większych i mniejszych firm w stolicy.
26 lutego
Dzień później do protestu przystąpili Holendrzy z Zaanstreek, Haarlem, Velsen, Hilversum i Utrechtu. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi praktycznie z dnia na dzień przestało pracować, nie tylko dla siebie, ale i co ważne dla okupanta.
Szok
Naziści byli zszokowani takim działaniem. Nie sądzili bowiem, iż ktoś im się postawi i to w takiej formie. Postanowili więc wywrzeć presję na władzach stolicy. Zapowiedzieli, iż albo ludzie wrócą do pracy, ale wznowią represje wobec Żydów i nie będą się w nich hamować. To sprawiło, iż część urzędników miejskich i robotników wróciło do pracy. W wielu miejscach zdecydowano się jednak kontynuować protest. Niemcy postanowili więc spacyfikować te punkty społecznego oporu. Kilkukrotnie otwarli ogień do demonstrantów. Doszło również do wielu bójek. W sumie na skutek protestu zginęło dziewięć osób, a dwadzieścia odniosło poważne obrażenia. Dwieście osób aresztowano.
Kary
Jako kara za protest Holendrzy nie otrzymali wynagrodzenia za dni strajku. Urzędnikom, którzy wpadli na jego pomysł, obcięto zaś wynagrodzenia. Oprócz tego strach o własne życie sprawił, iż strajk bardzo szybko się skończył i nie osiągnął zamierzonego celu, jakim było powstrzymanie Niemców przed wywózkami Żydów.
W historii
Niemniej jednak działania te zapisały się w Historii. Był to bowiem jedyny strajk, jedyny protest masowy przeciwko prześladowaniu Żydów w Europie i stanowi wymowny gest solidarności Holendrów z tym narodem.
Wszystko to może wydawać się dość błahe z naszego, polskiego punktu widzenia. Nasi rodacy ryzykowali życiem, ukrywając Żydów i często ginęli razem z żydowskimi rodzinami, gdy ich znajdowano. Należy jednak pamiętać o tym, że Holendrzy byli zupełnie inaczej traktowani przez nazistów. Nie byli tak jak Polacy uznawani za podludzi, którymi nie ma co się przejmować. Mimo okupacji byli traktowani ze względnym szacunkiem, a Rzesza korzystała z usług kolei podczas wywózek Żydów z kraju do obozów koncentracyjnych.
Źródło: Nu.nl