Helmond: Trzeba było skuć nogi nie ręce

Helmond: Trzeba było skuć nogi nie ręce

Na starych kreskówkach więźniowie często pokazywani są z dużą żelazną kulą przytwierdzoną łańcuchem do nogi. Wszystko po to, by nie byli w stanie szybko uciec. Być może taki patent przydałby się funkcjonariuszom z Helmond. Uciekł im bowiem mężczyzna zakuty w kajdanki na rękach. Co ciekawe uciekinier miał doskonały pomysł jak pozbyć się krępujących obrączek.

Incydent domowy

W czwartek 17 sierpnia z aresztu w Helmond uciekł zatrzymany. Człowiek ten, mimo iż był skuty, zdołał się wydostać z posterunku, na który trafił za, jak to określił rzecznik tamtejszej policji „incydent domowy”, czyli mówiąc krótko, chodziło o przemoc domową. Mężczyzna musiał więc znęcać się nad partnerem/partnerką ewentualnie doprowadzić do awantury, która zaniepokoiła sąsiadów.

 

Boso, ale ze świetnym pomysłem

Holender zbyt długo nie posiedział na policyjnym dołku. Zatrzymanemu udało się zwiać. Jak to możliwe, trudno powiedzieć. Tym bardziej, że uciekinier był bez butów, a jego ręce były skute kajdankami. Może się wydawać, iż to przekreślało szansę na ucieczkę. Pomysłowy zbieg postanowił zrobić jednak z tego swój atut, licząc na męską solidarność i chęć niesienia pomocy potrzebującym.

 

Upojna noc

Co wymyślił zatrzymany? Po ucieczce, bardzo wczesnym rankiem, podszedł on, udając nieco zażenowanego, zawstydzonego do grupy ludzi stojących na jednej z ulic Helmond. Powiedział im że nie mają się bać, a jego wygląd to efekt szalonej nocy z dziewczyną, która nie do końca poszła tak, jak by tego chciał. Dziewczyna go skuła, ale o rozkuciu po tym co zaszło, mógł zapomnieć. Dlatego też jest mu bardzo niezręcznie, ale byłby wdzięczny za pomoc w ściągnięciu kajdanek.
Po takiej historii nieco rozbawionej grupie zrobiło się żal mężczyzny. Jeden z rozmówców zaproponował mu nawet pomoc. Był to pracownik zieleni miejskiej, który miał ze sobą szlifierkę kątową i zestaw narzędzi. Niestety na ulicy nie było gdzie podłączyć „fleksy”, zresztą sam właściciel wkrótce stwierdził, iż to głupi pomysł, bo mógłby zranić zakutego.

Zniknął

Holendrowi nie udało się więc pozbyć „bransoletek”, podziękował więc rozmówcom (do których później dotarła policja) i odszedł, by uciekać dalej. Oficerowie wtedy stracili trop za zbiegiem. Poszukiwania trwały w okolicach Lockeplantsoen i Evertsenstraat ,nie przyniosły jednak rezultatów. Bosemu, skutemu mężczyźnie udało się zniknąć.

 

Wizyta na komendzie

Owo zniknięcie nie trwało jednak długo. Jeszcze tego samego dnia policja przekazała, iż człowiek ten sam zgłosił się na komisariat w Helmond. Holender najprawdopodobniej zrozumiał, iż to, co zrobił, było niewyobrażalnie głupie. Policja znała bowiem jego dane i adres zamieszkania. On sam zaś nie odpowiadał za jakieś wyjątkowo ciężkie przestępstwo, a za awanturę domową, w której miał kogoś popchnąć, poszarpać. Postanowił więc nie uciekać i mieć to wszystko za sobą, tym bardziej, iż ten akt desperacji, jakiego się dopuścił, nie będzie wzięty pod uwagę. W Holandii bowiem wymiar sprawiedliwości dopuszcza ucieczki i nie karze za nie.
Policja nie podała jednak, czy Holender wrócił na komendę w kajdankach, czy bez.

 

Źródło:  nltimes.nl