Granat w sklepie z używanymi rzeczami
Sklepy z używanymi rzeczami są niezwykle popularne w Królestwie Niderlandów. W wielu z nich można praktycznie za bezcen znaleźć prawdziwe perełki. Nie powinno więc nikogo dziwić, iż takie miejsca odwiedzają zarówno ludzie chcący za niewielkie pieniądze urządzić swoje mieszkanie, jak i specjaliści od staroci szukający białych kruków wartych tysiące euro. I jedni i drudzy kilka dni temu musieli jednak w trybie pilnym opuścić taki lokal w Tilburgu. Wszystko dlatego, iż wśród przedmiotów znaleziono granat.
Zaopatrzenie
Skąd właściciele takich sklepów zdobywają towary na swoje regały? Czasem kupują je przy okazji licytacji i czyszczenia mieszkań, czasem po prostu ludzie przynoszą do nich kartony pełne niepotrzebnego już szkła, czy innych klamotów. Niektórzy przywożą na przyczepie nawet całe meble. Dzięki czemu interes się kręci.
Niespodzianka
W poniedziałek 4 marca pracownik sklepu z używanymi przedmiotami La Poubelle, przy Havendijk w Tilburgu przeglądał jeden z kartonów. Pośród używanej odzieży i innych drobiazgów znalazł coś bardzo nietypowego, o znajomym kształcie. Gdy przyjrzał się temu bliżej, był już pewny, co to jest, ale zapewne wolałby się w tamtej chwili mylić. W kartonie znajdował się granat. Ładunek na szczęście miał zawleczkę. Trudno było jednak powiedzieć, czy jest on stabilny. Dlatego też pracownik natychmiast powiadomił policję, ta zaś saperów. Zdecydowano się również na ewakuację sklepu ze względów bezpieczeństwa.
Saperzy
Przybyła na miejsce policja zabezpieczyła i odgrodziła teren taśmą. Następnie do akcji wkroczyli saperzy. Ci zaś po dokładnym zbadaniu granatu stwierdzili, iż nie stanowi on żadnego zagrożenia. Owszem był to prawdziwy granat, ale pozbawiony cech bojowych. Sprzęt tego typu wykorzystywany jest do ćwiczenia kadetów. Żołnierze uczą się na nich jak trzymać granat, wyciągać zawleczkę oraz rzucać celnie i daleko, by samemu nie znaleźć się w polu rażenia odłamków.
Żart?
Kto podrzucił granat do sklepu? Czy miała to być forma złośliwego żartu, czy po prostu niefrasobliwość osoby oddającej swoje stare graty? Tego ani policja, ani właściciele biznesu nie są w stanie na to powiedzieć. Nie wiedzą nawet, kto go oddał. Osoba ta po prostu zostawiła pakunek i poszła. W paczce nie było też żadnych namiarów na nią. Dla pracowników sklepu nie jest to jednak nic dziwnego. Dużo osób tak robi, wiedząc, iż raczej nie mają co liczyć na zapłatę za przyniesione fanty.
Źródło: BD.nl