Gorąco wokół miejsca eksplozji w Rotterdamie
Wracamy do ogromnej eksplozji w Rotterdamie. Wybuch ten i późniejsza akcja ratunkowo-gaśnicza nie zakończyły sprawy. Nadal było tam bardzo gorąco. Tak gorąco, iż na miejsce musiały zostać wysłane policyjne jednostki prewencji. Co stało się na zgliszczach?
Czwartek
Po eksplozji w Schammenkamp w południowym Rotterdamie, nie udało się odnaleźć dwóch osób. Otrzymały one oficjalnie status zaginionych, chociaż wszyscy podejrzewali, iż zginęli, a ich szczątki znajdują się gdzieś pod gruzami w miejscu eksplozji. Dlatego też w czwartek rozpoczęto poszukiwania ofiar. W tym celu na miejsce ściągnięto psy tropiące. Zwierzęta te dwukrotnie dały znać, iż coś wyczuły, wskazując na to, iż mogą to być zaginieni. Rozpoczęło się więc delikatne odgruzowywania. Momentami używany był cięższy sprzęt, ale większość odbywa się siłą lidzkich rąk.
Ślady
Oprócz poszukiwania zaginionych na miejscu eksplozji cały czas pracowali śledczy, których zadaniem było ustalenie, jak doszło do wybuchu i kto za nim stoi. W efekcie cały obszar został odseparowany i odgrodzony, by na teren działań stróżów prawa i ekip ratowniczych nie wchodziły osoby postronne.
Środa
Odgrodzenie to jak się okazało, było niezbędne, ponieważ w pewnym momencie, w środę wokół miejsca eksplozji zrobiło się bardzo gorąco. Wokół gruzowiska i resztek uszkodzonych budynków zaczęli zbierać się ludzie. Tłum obawiał się o los zaginionych bliskich. Ludzie byli wściekli, doszło do przepychanek z policjantami. Zgromadzeni obawiali się, iż prace rozbiórkowe uszkodzonych budynków mogą spowodować, iż na ich pogrzebanych bliskich spadnie jeszcze więcej gruzu. Służby uważały jednak te działania za niezbędne. Część konstrukcji groziło bowiem zawaleniem. Nie można zaś wysyłać ratowników na takie niestabilne gruzowisko, by nie mnożyć ewentualnych ofiar.
Wściekłość
Można więc zrozumieć wściekłość i rozgoryczenie tych ludzi. Ludzi, którzy, zanim zobaczyli psy tropiące, musieli patrzeć, jak ciężki sprzęt przewraca ostatnie stojące ściany. Osoby te po prostu nie rozumieją, jak można czekać. W środę bowiem, mimo ostrzeżeń policji na gruzowisko samowolnie weszli krewni ofiar. Ludziom tym, bez żadnego zaawansowanego sprzętu udało się odnaleźć i wydobyć z gruzowiska ciało jednej z ofiar. Skoro więc im się udało, to ratownicy nie powinni mieć z tym problemów. Ci zaś, zamiast działać, czekali.
Gdy powstawał ten tekst, ratownikom nadal nie udało się dokopać do zaginionych.
Źródło: AD.nl