Fałszywa holenderska zakonnica kradła dzieci w Chile
W Holandii wybuchła niemała afera związana z kobietą, która jako zakonnica prowadziła dom dziecka i kradła dzieci w Chile. Jak to rozumieć? Nieżyjąca już od roku kobieta miała organizować adopcję nie tylko do Holandii, ale i do wielu innych państw na świecie. Problem w tym, iż nie raz odbierała dzieci bez wiedzy i zgody matek.
Truus Kuijpers wskazując, iż jest zakonnicą, chociaż nigdy nią nie była podszywała się tylko pod osobę duchowną, prowadziła od lat siedemdziesiątych do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku dom dziecka w Las Palmas w Santiago. Można by powiedzieć, iż była to na pierwszy rzut oka wzorowa postać. Holenderska zakonnica prowadząca dom dziecka dla dzieci, które zwłaszcza podczas dyktatury Pinocheta nie mogły w swoim kraju liczyć na zbyt dobrą rządową opiekę. Sęk jednak w tym, iż zdaniem dość dużej grupy osób kobieta ta nie była zakonnicą i nie był to dom dziecka, a swoisty sklep, z którego sprzedawała malców. Chilijskie matki i dzieci, które zostały adoptowane z prowadzonego przez Truus domu dziecka, oskarżają ją o kradzież dzieci.
Dokumenty
Gdy „zakonnica” zmarła, rodziny podejrzewające kobietę o kradzież ich potomków poprosiły jej spadkobierców, aby ci przekazali jej prywatne archiwum dotyczące domu dziecka, tak by każdy mógł się z nim zapoznać. Tak się finalnie stało, a archiwum trafiło do Fiom, centrum ds. pochodzenia.
Problemy
Po analizie tych dokumentów okazało się, iż znajdowały się tam nazwiska 155 dzieci urodzonych w latach 70. i 80. Wiele z nich było adoptowanych. „Zakonnica” wskazywała przez całe życie, iż trafiały one do rodzin w Holandii. Z danych wyszło jednak na jaw, iż przyjmowały je też rodziny w Niemczech, Belgii, Francji, USA i też Chile. Co jest o tyle niepokojące, iż zmarła przez całe życie zaprzeczała, iż dzieci udawały się gdzieś indziej niż do Królestwa Niderlandów. Zaprzeczała temu też jej siostra.
Kradzież dzieci
Samo rozsyłanie dzieci na świat przez Holenderkę to jednak dość lekki zarzut w porównaniu z drugim. Kobieta była bowiem posądzona o nielegalne praktyki adopcyjne. Miała ona kraść dzieci. Jak to rozumieć. „Zakonnica” odbierała dzieci matkom praktycznie bez pozwolenia. Następnie umieszczała je w domach dziecka jako takie, które nie miały rodziców, a później wysyłała je do Europy, do rodzin adopcyjnych.
43-latek
Jak to wyglądało w praktyce? Doskonałym przykładem jest obecnie ponad 43-letni Alejandro, który dowiedział się szokującej prawdy i opowiedział ją holenderskim mediom. Jako noworodek mężczyzna ten został odebrany matce w szpitalu. Jego rodzicielce po prostu powiedziano, iż dziecko zmarło. "Mojej matce nigdy nie pozwolono zobaczyć zwłok ani zabrać ze sobą mojego ciała”, mówił w Hart van Nederland, dodając: „Nie pozwolono jej nawet się ze mną pożegnać. Ponieważ zaczęła krzyczeć, odurzono ją narkotykami. Wróciła do siebie po trzech dniach”. W tym czasie, gdy jego matka płakała z żalu, przedsiębiorcza Holenderka załatwiała dziecku dokumenty i rodziców w Niderlandach.
Dlatego też tak ważne jest, aby dorośli już ludzie mogli mieć wgląd do dzienników „zakonnicy”. Wszystko po to, by mogli poznać prawdę, by mogli spróbować odnaleźć swoich prawdziwych rodziców.
Czy to się jednak uda? Jak wskazują dziennikarze AD proces tłumaczenia i udostępniania dokumentów przebiega powoli. Ponadto wiele wskazuje na to, iż podejrzana o całą tę sprawę kobieta przed swoją śmiercią zniszczyła pokaźną część dokumentów. W efekcie duży odsetek teczek adoptowanych dzieci jest prawie całkowicie pustych.
Źródło: AD.nl
Źródło: Hartvannederland.nl