Eksmisja Polaków w Holandii spowodowana epidemią
Najnowsze przepisy wprowadzone przez niderlandzkie władze to szereg zasad i obostrzeń mających na celu zapobieganie epidemii COVID-19. W zbiorze tym znajduje się nieco przemilczany przez władze Niderlandów zapis, mogący doprowadzić do sytuacji, w której z powodu koronawirusa eksmisja Polaków w Holandii stanie się faktem i to na masową skalę.
W poniedziałek holenderski premier, wraz ze swoimi ministrami, przedstawił nowy plan walki z epidemią w Holandii. Wśród przedstawionych wieczorem, 23 marca przepisów znalazły się te dotyczące minimalnej odległości od obcych osób, czy zamykające salony kosmetyczne, fryzjerów, restaurację. Tym, co jednak wzbudziło najwięcej uwagi, jest zakaz zgromadzeń. Przepisy te mówią bowiem, iż do 1 czerwca zakazuje się gromadzenia się ludzi bez względu na ilość uczestników. Ponadto grupy większe niż trzy osobowe muszą zachowywać odległości między ich członkami wynoszące co najmniej półtora metra. W przeciwnym razie na każdego członka takiej „gromadki” może czekać mandat w wysokości 400 euro.
Trudne pytania
Wszystko to spowodowało, iż nasi rodacy mieszkający w Holandii zastanawiają się, czy wychodząc przed bungalow po pracy, dostaną mandat. Żywe jest również pytanie o dojazdy do pracy, gdy czterech znajomych jedzie razem samochodem jednego z nich. Okazuje się jednak, że wprowadzone w poniedziałek przepisy są dużo bardziej niebezpieczne dla naszych rodaków, jak można było się spodziewać. Wszystko za sprawą praktycznie dwóch zdań z nowej ustawy. Te kilka słów może jednak spowodować, że eksmisja Polaków w Holandii stanie się codziennością. Jak to możliwe?
Ogrody, skwery i parki wakacyjne
Wszystko z powodu ostatniego punktu nowych wytycznych. Na rządowych stronach można przeczytać: „Rząd chce także móc lepiej egzekwować istniejące środki. Dlatego burmistrzom daje się możliwość szybszego i łatwiejszego działania w drodze zarządzenia nadzwyczajnego. Burmistrzowie mogą zamknąć określone lokalizacje, takie jak np. parki, plaże i kempingi. Można również nałożyć grzywny”. Przepis ten nie brzmi jakoś zbyt strasznie. Można z niego wywnioskować, iż chodzi tu po prostu o jakiś szczególnie uczęszczany park, w którym pomimo tego, że ludzie chodzą pojedynczo, wybiera ich się tam tylu, że robi się tłoczno. To prawda w takiej formie jest on całkowicie zrozumiały.
Eksmisja Polaków z parków wakacyjnych
Problem jednak w tym, że przepisy te dotyczą również parków wakacyjnych. W miejscach tych mają zostać podjęte odpowiednie środki, aby ludzie, którzy się w nich znajdują byli od siebie w co najmniej 1,5-metrowej odległości. Jeśli tak się nie stanie gminy mogą zdecydować się o zamknięciu ośrodka.
Polskie domki
W teorii jest to całkowicie logiczne. Holendrzy powinni spędzać ten trudny czas w domach, a nie w parkach wakacyjnych. Problem jednak w tym, iż wiele parków wakacyjnych obleganych jest przez naszych rodaków. W tym momencie sytuacja się dość mocno komplikuje. Warunki „na domkach” są często dość ekstremalne. Już wielokrotnie informowaliście nas o przeludnieniu i tłoku panującym w takim miejscu. Możliwe więc jest, że w sypialni czy jedynym pokoju gościnnym w bungalow nie da się zachować minimalnego dystansu 1,5 metra.
„Kochani Holendrzy”
Nietrudno wiec wyobrazić sobie sytuację, w której mieszkańcy miejscowości X mający dość polskich pracowników tymczasowych ulokowanych w pobliskim parku wakacyjnym, zgłoszą się do władz miasta. Wszystko pod pozorem szczytnych celów. Miejscowa ludność będzie wykazywać, iż biedni Polacy mieszkają w ciężkich warunkach i grozi im epidemia COVID-19 na domkach. Wszystko dlatego, iż jest tam zbyt tłoczno i nie ma mowy o odstępach. Samorząd wlepia karę grzywny kierownikowi ośrodka. Ten jednak nie robi nic w temacie, bo z racji na pełne obłożenie parku nie mają gdzie przenieść Polaków. „Apele troski” znów się powtarzają. Władza, chcąc więc przypodobać się lokalnym mieszkańcom, wiedząc doskonale, iż nie przemawia przez nich altruizm, decyzje się na zamknięcie parku wakacyjnego.
Teoretycznie wypoczywający w nim Holendrzy mają się spakować i wrócić do domu. Praktycznie jednak byłaby to zwykła eksmisja Polaków. W takiej sytuacji biura pośrednictwa musiałyby szukać albo miejsca w hotelach dla naszych pracowników, albo ściągnąć ich z powrotem do ojczyzny. W zaistniałej sytuacji wypada więc mieć jedynie nadzieję, że lokalne władze nie będą chciały wykorzystać epidemii koronawirusa do pozbycia się „polskiego problemu”.