Dziesiątki gastarbeiterów zakażonych COVID-19
Jak podają niemieckie służby sanitarne, rzeźnia w Coesfeld stała się kolejnym ogniskiem koronawirusa w tym kraju. Fabryka znajdująca się zaraz po niemieckiej stronie granicy, niedaleko holenderskiego Winterswijk, została zamknięta z powodu stwierdzenia 150 przypadków COVID-19 wśród 1200 pracowników. Większość personelu zakładu to pracownicy tymczasowi z naszej części Europy.
Pierwsze przypadki pojawienia się choroby w rzeźni miały miejsce już w czwartek. Wtedy to patogen wykryto u 11 pracowników migrujących. Liczba chorych rosła jednak w lawinowym tempie. Pod koniec zmiany tego samego dnia zakażonych było to już 69 osób. W momencie zamknięcia w piątek wynik ten przekroczył 150 chorych. Spośród tej grupy 13 zatrudnionych było w tak ciężkim stanie, iż wymagało leczenia szpitalnego. Pozostali, zdrowi i chorzy, zostali odesłani do domów na 14-dniową kwarantannę. Początkowo były plany, by rzeźnia prowadziła dalej działalność z minimalnym personelem. Minister zdrowia Karl-Josef Laumann (CDU), nakazał tymczasowe zamknięcie zakładu na tydzień.
Hamulec bezpieczeństwa
Decyzja o zamknięciu zakładu oparta była o jeden z mechanizmów wykorzystywanych w Niemczech do walki z epidemią. Jeśli dochodzi do nagłego wzrostu liczby zachorowań, który przekracza barierę 50 przypadków na 100 000 mieszkańców, władze mają obowiązek „zaciągnąć hamulec bezpieczeństwa”. Działanie to blokuje znoszenie obostrzeń koronowych. Oznacza to nie tylko zamknięcie zainfekowanego przedsiębiorstwa. To również sankcje dla innych. Liberalizacja w rejonie Coesfeldt zostaje wstrzymana i wszystkie otwarte punkty usługowe czy gastronomiczne muszą zostać zamknięte na najbliższy tydzień, do 18 maja. Wszystko po to, by ograniczyć rozprzestrzenianie się patogenu.
Gastarbeiterzy
Zakażeni pracownicy tymczasowi to w głównej mierze obywatele Bułgarii i Rumunii. Niemniej jednak w rzeźni pracują też inne narodowości, w tym Polacy. Lokalna społeczność zirytowana tym, iż wstrzymano znoszenie restrykcji koronowych, momentalnie zaczęła szukać winnych wśród gastarbeiterów. W obronie pracowników z Europy Środkowej i Wschodniej stanął jednak minister zdrowia Nadrenii Północnej-Westfalii oraz tamtejszy minister rolnictwa. Politycy powiedzieli w mediach, iż wina nie leży po stronie pracowników, a firm, które ich zatrudniają. Ministrowie wskazali bowiem na trudne warunki mieszkaniowe, ścisk, tłok oraz brak odpowiednich środków ochrony, które powinni zapewnić pracodawcy. To właśnie z racji tych niedopatrzeń COVID-19 rozprzestrzenił się wśród personelu.